Kolejny raz stara się pan o wejście do Rady Giełdy jako reprezentant akcjonariuszy mniejszościowych. Dodatkowo jeszcze marzy się panu fotel prezesa GPW – a przecież to stanowisko, do którego objęcia niezbędne jest polityczne namaszczenie.
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że jeśli chodzi o fotel prezesa decyzja zapadła już w gabinetach. A jeśli chodzi o kandydatów niezależnych do rady proszę zobaczyć, kto ich zgłosił: PKO BP OFE, DM PKO BP. Niestety także za obecnej władzy trwa komedia polegająca na tym, że przedstawicielem akcjonariuszy mniejszościowych ma być de facto osoba wskazana przez akcjonariusza większościowego. Ja kandyduję po to, by jeszcze raz zaakcentować potrzebę reformy rynku kapitałowego, bo bez tego nasza giełda nie przeżyje. Na parkiecie zostaną tylko spółki Skarbu Państwa.
Jaką ma pan receptę?
Rynek musi być przede wszystkim przyjaźniejszy dla emitentów i inwestorów. Od dawna mówimy m.in. o potrzebie radykalnej obniżki kosztów transakcyjnych, ulgach i zachętach podatkowych, skróceniu sesji i zazębieniu jej z handlem w USA, zniesieniu widełek statycznych itd. Kropla drąży skałę, wreszcie wprowadzono niedawno instytucję przedawnienia w zakresie nakładania administracyjnych kar pieniężnych, którymi szafuje Komisja Nadzoru Finansowego. Liberalizacja rynku spowodowałaby przyciągnięcie inwestorów oraz poprawę przychodów i zysków GPW w ciągu miesiąca, dwóch. Warszawa wciąż ma szansę na uzyskanie pozycji centrum finansowego tej części Europy. Ale do tego potrzebne są odważne decyzje, a nie tkwienie w towarzystwie wzajemnej adoracji.
Przecież uruchomił pan swoją Novą Giełdę.