Żadna waluta nie wywołuje tak wielkich emocji jak ona. Sto kilkadziesiąt razy wieszczono jej rychłą śmierć, a rzesze ekspertów przekonywały, że nie ma ona potencjału. Rzeczywiście wielokrotnie mierzyła się ona z kryzysami mogącymi zagrozić jej egzystencji. Wychodziła z nich jednak wzmocniona. Cieszy się ogromną popularnością i zadziwiającym zaufaniem, mimo że nie stoi za nią autorytet żadnego banku centralnego ani państwa, a inwestorów nie odstrasza to, że waluta ta nawet nie istnieje w formie fizycznej. Bitcoin – bo o nim mowa – zyskał od początku roku ponad 180 proc. wobec dolara, a przez ostatnich 12 miesięcy 315 proc. 12 czerwca 2017 r. płacono za niego ponad 3 tys. USD. W 2010 r., tuż po stworzeniu tej wirtualnej waluty, można było kupić 1 bitcoina za 6 centów. Czy w trakcie tych siedmiu lat znalazłaby się inwestycja, która dałaby ponad 3 mln proc. stopy zwrotu? Jest to jednak inwestycja dla ludzi o mocnych nerwach. Po sięgnięciu historycznego rekordu 12 czerwca bitcoin przez trzy dni stracił blisko 30 proc. do dolara, by później przez cztery dni odrobić znaczną większość strat. Inwestorzy są nadal mocno podzieleni w ocenie perspektyw rynku bitcoina, ale nie przeszkadza to rozlać się gorączce spekulacyjnej na rynki innych kryptowalut (czyli walut opartych na kodzie komputerowym). Przykładem na to jest kurs ethereum, który skoczył z 8,2 USD na początku 2017 r. do 391 USD w połowie czerwca, czy też litecoina, który zdrożał w tym czasie z 4,5 USD do 50,1 USD. Na rynku istnieje blisko 900 różnego rodzaju kryptowalut, z czego znaczna większość ma znikomą popularność i wartość sięgającą ułamków centów. (Tylko osiem wirtualnych walut ma kapitalizację większą niż 1 mld USD.) Jest jednak zawsze szansa, że część z nich da dobrze zarobić spekulantom.
Pytania o bańkę
Na tak ostre zwyżki na rynku kryptowalut złożyło się wiele przyczyn. Niektóre z nich są czysto technologiczne. Na przykład mocno zmniejszyła się groźba podziału bitcoina na dwie istniejące równolegle waluty, oparte na nieco innych kodach komputerowych. (Wcześniej część społeczności bitcoinowej chciała zmian w kodzie, które skutkowałyby przyspieszeniem transakcji, ale mogłyby negatywnie wpłynąć na inne cechy tej waluty. Takie próby budziły sprzeciw. Ale wypracowano już rozwiązanie, które może pogodzić obie zwaśnione strony). Ethereum z kolei przyciąga inwestorów tym, że jest oparta na kodzie umożliwiającym dosyć szybkie transakcje, który wzbudził zainteresowanie kilku koncernów z branży IT. Inwestorzy spodziewają się też, że kryptowaluty będą w coraz większym stopniu stawały się częścią finansowego mainstreamu. I są ku temu podstawy: Japonia uznała przecież w tym roku bitcoina za dopuszczalny środek płatniczy, a banki centralne z całego świata prowadzą badania nad wirtualnymi walutami. O możliwości stworzenia własnej kryptowaluty mówili niedawno przedstawiciele Banku Rosji, a rosyjski prezydent Władimir Putin spotkał się z Vitalikiem Buterinem, 23-letnim twórcą ethereum.
Popyt na wirtualne waluty jest obecnie w dużej mierze napędzany przez inwestorów azjatyckich. – Trwający rajd bitcoina został rozpoczęty przez serię azjatyckich reperkusji. Ścisła kontrola przepływu kapitału przez władze w Pekinie, silna deprecjacja juana oraz potencjalny scenariusz załamania gospodarczego sprawiają, że coraz więcej obywateli Państwa Środka myśli o zmianie portfela na ten elektroniczny. Dodatkowo skutecznym czynnikiem popytowym okazały się reformy walutowe premiera Indii Narendry Modiego. Postawienie pod znakiem zapytania stabilności rupii przyczyniło się do przesunięcia środka ciężkości nie tylko w stronę dolara i metali szlachetnych, ale również kryptowalut – mówi „Parkietowi" Kornel Kot, analityk Domu Maklerskiego TMS Brokers.
Czy możemy mówić o bańce? Wielu analityków od dawna wskazuje na jej narastanie, co jednak nie przeszkadza bitcoinowi zyskiwać na wartości. Bitcoin to przecież waluta, której przyrost podaży będzie z czasem coraz wolniejszy (decyduje o tym algorytm, na podstawie którego jest ona „wydobywana"). Może być więc tak, że podaż bitcoina jeszcze długo nie będzie nadążała za jego popularnością. Trzeba mieć jednak na uwadze, że kurs bitcoina może być bardzo podatny na różnego rodzaju wstrząsy. Na przykład w 2014 r. załamał się on po upadku popularnej internetowej giełdy bitcoinowej Mt.Gox. – Sytuacja na rynku e-pieniądza coraz częściej przypomina sukcesywnie powiększającą się bańkę spekulacyjną. Wielkość obrotu kryptowalutami nie sugeruje, aby w najbliższym czasie nastąpiło potężne załamanie w wycenie zarówno bitcoina, jak i jego bezpiecznych odpowiedników. Czynnikiem, który będzie skutecznie odstraszał amatorów inwestycji alternatywnych, będą doniesienia związane z potencjalnym zawieszeniem transakcji przez giełdy. Z punktu widzenia bieżących uczestników rynku trudno jest wskazać potencjalnego następcę Mt.Gox. W ciągu najbliższych dni bitcoin powinien ponowić atak na swoje historyczne maksima – uważa Kot.