Ten rok przyniósł inwestorom spore zaskoczenie: gospodarka strefy euro rozpędziła się tak bardzo, że może się okazać, iż rosła nieco szybciej od amerykańskiej. O ile wiosną Komisja Europejska spodziewała się, że PKB Eurolandu wzrośnie w tym roku o 1,7 proc., o tyle na jesieni musiała podnieść prognozę do 2,2 proc. Dane za pierwsze trzy kwartały często okazywały się zadziwiająco solidne. O poprawie sytuacji gospodarczej świadczą też spadająca stopa bezrobocia (we wrześniu 2017 r. wyniosła 8,9 proc. i była najniższa od 2009 r.) i rosnące indeksy koniunktury. Poprawę sytuacji widać nie tylko w Niemczech i innych „zdrowych fiskalnie" państwach, ale również we Francji, Włoszech, a nawet w Grecji. Komisja Europejska spodziewa się, że PKB Niemiec wzrośnie w tym roku o 2,2 proc., Francji o 1,6 proc., Hiszpanii o 3,1 proc., Włoch o 1,5 proc., a Grecji o 1,6 proc. Jak na Europę Zachodnią to bardzo dobre dane. Poprawa stała się tak widoczna, że Europejski Bank Centralny zaczął już stopniowo ograniczać swój program QE. To, że strefa euro nagle stała się jedną z gospodarczych „zielonych wysp", jest scenariuszem, który mało kto przewidywał kilka lat temu, gdy powszechnie wróżono jej rozpad. Ożywienie gospodarcze jednak przyszło do Europy, choć zrobiło to z dużym opóźnieniem w stosunku do USA. Na ile ono jest jednak trwałe? Jak długo jeszcze strefa euro będzie nas pozytywnie zaskakiwać danymi gospodarczymi?
Granice wzrostu
– W przyszłym roku wciąż będziemy mieli wyraźnie pozytywny trend w Unii Europejskiej. I będzie to związane głównie z sytuacją na rynku kredytowym. Widzimy, że ten rynek już przechodzi boom, a skutki wzrostu akcji kredytowej są odczuwalne zwykle przez gospodarkę z opóźnieniem sięgającym 9–12 miesięcy. 2018 r. zapowiada się więc dobrze dla Europy. Jednocześnie jednak widzimy, że niektóre gospodarki, np. Niemcy, nie mogą wypracować wzrostu PKB znacząco przekraczającego 2 proc. Spodziewam się więc stabilizacji aktywności ekonomicznej w UE. Wyższy wzrost gospodarczy wymagałby o wiele większych inwestycji. W wielu krajach, choćby w Niemczech, dużym problemem są zaś zbyt małe inwestycje publiczne. Inwestycje nie nadążają za trendem wzrostu gospodarczego, a zasypanie tej przepaści jest jednym z największych wyzwań dla Europy – mówi „Parkietowi" Christopher Dembik, dyrektor ds. analiz makroekonomicznych w Saxo Banku. Jego zdaniem nowy niemiecki rząd raczej nie zapewni Niemcom impulsu inwestycyjnego. – Oczywiście Niemcy będą wydawać więcej ze względu na kryzys imigracyjny. Niezależnie jednak od tego, jakie partie wejdą do rządu, żadna z nich nie jest chętna, by wydawać znacząco więcej na inwestycje. Są pod tym względem bardzo ortodoksyjne – dodaje Dembik.
– Ożywienie gospodarcze dotyka krajów strefy euro, które wcześniej były osłabione, a my spodziewamy się, że zarówno w tym, jak i w przyszłym roku PKB Eurolandu wzrośnie o 2,3 proc. Te dane mogą wzmocnić głosy wzywające Europejski Bank Centralny do szybszego zacieśniania polityki pieniężnej, ale spodziewamy się, że EBC nie będzie zmieniał swoich planów, gdyż wzrost płac oraz inflacja wciąż są ograniczone – prognozuje Jennifer McKeown, ekonomistka z firmy badawczej Capital Economics.
Uwaga inwestorów może skupić się w większym stopniu na kontynuacji ożywienia w łacińskich krajach strefy euro, a szczególnie mocno mogą oni przyglądać się Francji. Solidny wzrost gospodarczy w strefie euro będzie oczywiście pozytywnie wpływał również na gospodarki państw naszego regionu. – Najciekawszymi gospodarkami UE powinny być w przyszłym roku Francja oraz kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Francuskie dane wskazują na silne ożywienie gospodarcze. Państwa Europy Środkowo-Wschodniej również powinny kontynuować pozytywny trend – prognozuje Dembik.