Rynki z niecierpliwością czekają na posiedzenie amerykańskiej Rezerwy Federalnej i z niepokojem obserwują zapowiedzi z medialnego na razie frontu wojny handlowej USA z resztą świata.
Nerwy na wodzy
Po okresie większych wahań na rynkach finansowych ostatnie dni przebiegają w nieco spokojniejszej atmosferze, choć jest to raczej spokój przed burzą, która może w każdej chwili stać się powodem poważniejszych zawirowań. Wydaje się, że środowe posiedzenie Fedu nie dostarczy tego typu impulsów. Z trzema podwyżkami stóp procentowych w tym roku inwestorzy są pogodzeni, na cztery są w jakimś stopniu przygotowani. Innych scenariuszy trudno się spodziewać. Projekcje makroekonomiczne, przebieg konferencji prasowej i kreślone przez przedstawicieli Rezerwy Federalnej prognozy wysokości stóp procentowych będą oczywiście szczegółowo analizowane, ale „trzęsienia ziemi" raczej z tego nie będzie. Kurs euro czeka na rozwój wydarzeń, wahając się między 1,23 a 1,24 dolara, a indeks dolara do głównych walut od początku marca idzie lekko w dół. Przestał też straszyć rynek długu. Rentowność amerykańskich dziesięcioletnich obligacji skarbowych w miniony poniedziałek jedynie przez moment przekraczała 2,9 proc., zniżkując przez pozostałą część tygodnia i schodząc w czwartek do poziomu 2,82 proc. Indeksy na Wall Street lekko traciły na wartości. S&P500 zniżkował do czwartku o 1,4 proc., a Dow Jones o 1,8 proc. Obserwując notowania poszczególnych spółek, wyraźniej obawy związane z ewentualną wojną handlową można dostrzec w przypadku akcji Boeinga, które od poniedziałku do czwartku spadły o prawie 7 proc. Trudno się dziwić, pamiętając, że raptem kilka miesięcy temu, podczas wizyty Donalda Trumpa w Pekinie, potwierdzono zamówienie na 300 samolotów tej firmy o łącznej wartości 37 mld dolarów. Teraz może to z pewnością być mocna karta przetargowa Chin, tym bardziej że w grze może się znaleźć alternatywa w postaci oferty Airbusa (akcje tej spółki zniżkowały w ostatnich dniach o 3 proc.). Strachu przed wojną nie widać na parkiecie we Frankfurcie. DAX w skali czterech sesji minionego tygodnia niemal nie zmienił wartości, skutecznie broniąc się przed spadkiem poniżej 12 200 punktów i utrzymując się powyżej tego poziomu. Akcje BMW i Daimlera, czyli firm, które potencjalnie mogłyby się znaleźć na linii amerykańskiego „celnego strzału", w pierwszych dniach tygodnia zniżkowały, ale w czwartek zanotowały solidne odbicie.
Niepewność na rynkach wschodzących
MSCI Emerging Markets (ETF) na początku minionego tygodnia walczył o powrót powyżej 50 punktów, a pozytywny wynik tych zmagań poprawiłby znacząco i tak już nie najgorszy obraz w tym segmencie. Kolejne sesje przyniosły jednak przewagę niedźwiedzi, choć nie była ona przytłaczająca. W skali czterech sesji indeks zniżkował o niespełna 1 proc. Na tle poprzednich kilku tygodni uwagę zwraca zdecydowanie mniejsza zmienność, będąca prawdopodobnie efektem niepewności co do rozwoju sytuacji. Z jednej strony mamy bowiem przychylne opinie na temat perspektyw rynków wschodzących, formułowane przez przedstawicieli renomowanych instytucji finansowych, z Goldman Sachs i JP Morgan na czele, z drugiej zaś sporo obaw i potencjalnych zagrożeń. Analitycy zachwalają atrakcyjne wyceny, solidne fundamenty oraz przekonują o większej odporności emerging markets na ewentualne zawirowania. Do zagrożeń należy zaliczyć konsekwencje dalszego zaostrzania polityki pieniężnej przez amerykańską Rezerwę Federalną, ewentualne umocnienie się dolara oraz ryzyko związane z realizacją scenariusza wojny handlowej Stanów Zjednoczonych z resztą świata, na której mogłoby ucierpieć wiele krajów rozwijających się. W ostatnich dniach największe spadki miały miejsce na giełdach w Brazylii, Rosji, Indonezji i na Filipinach. Na chińskim parkiecie notowano niewielkie spadki, ale trzeba mieć świadomość, że tam spokój może wynikać nie tyle z układu sił rynkowych, ile z decyzji administracyjnych. W wariancie eskalacji wojny handlowej, a więc w kontekście ostatnich zapowiedzi Donalda Trumpa scenariusza bardzo prawdopodobnego, zawirowań należałoby się spodziewać raczej na rynku walutowym, na przykład w postaci osłabienia się juana, którego kurs od kilku tygodni jest bardzo stabilny. Osłabienie chińskiej waluty mogłoby być adekwatnym dostosowaniem w przypadku wprowadzenia ceł przez Stany Zjednoczone, a możliwości amerykańskiej reakcji w tym zakresie ograniczone.
Surowcowa mała stabilizacja
Trwający od kilku dni ruch w bok indeksu CRB, obrazującego stan koniunktury na giełdach towarowych, jest wypadkową stabilnych notowań większości surowców. Ceny amerykańskiej ropy WTI poruszają się od początku marca w wąskim przedziale od 60 do 62 dolarów za baryłkę mimo dość mocnych sygnałów w postaci zaskakujących danych o zapasach surowca. Według Energy Information Administration zapasy surowca wzrosły o 5 mln baryłek, choć spodziewano się zwyżki o 2 mln baryłek. Z kolei zapasy benzyny obniżyły się o 6,3 mln baryłek wobec oczekiwanego spadku o 1,2 mln baryłek. Notowania ropy Brent także poruszają się spokojnie między 64 a 66 dolarów za baryłkę, nie wykazując chęci do większych zmian.
Trochę bardziej nerwowo jest na rynku miedzi, ale obserwowane od początku marca silniejsze dzienne wahania wzajemnie się kompensują, w efekcie czego kontrakty na ten metal przez większą część czasu mieszczą się w przedziale od 310 do 315 centów za funt, sporadycznie mocniej wychylając się raz w górę, raz w dół. Podobnie jest w przypadku złota, którego ceny reagują dość silnie na zmiany wartości dolara, jednak od kilkunastu dni trzymają się w okolicach 1320 dolarów za uncję.