Pierwsze symptomy najgłębszego od lat 30. XX w. globalnego kryzysu finansowego pojawiły się latem 2007 r. Bank BNP Paribas zawiesił wówczas możliwość umarzania jednostek uczestnictwa niektórych spośród swoich funduszy rynku pieniężnego, uchodzących wcześniej za alternatywę dla depozytu na żądanie: dawały niewielką, ale pewną stopę zwrotu i umożliwiały niemal natychmiastową wypłatę zainwestowanych środków. Miesiąc później w Wielkiej Brytanii doszło do pierwszego od 150 lat runu na bank: przed oddziałami Northern Rock, który miał problemy ze spłatą krótkoterminowych zobowiązań wobec funduszy rynku pieniężnego, ustawiły się długie kolejki deponentów próbujących wycofać swoje oszczędności. W październiku tamtego roku w USA i wielu innych krajach (także w Polsce) główne indeksy giełdowe osiągnęły historyczne szczyty. W marcu 2008 r., miesiąc po nacjonalizacji Northern Rock, zbankrutował amerykański bank inwestycyjny Bear Stearns.
To tylko kilka z wielu możliwych cezur kryzysu. Ale jego kulminacyjnym punktem i w efekcie symbolem stał się upadek Lehman Brothers, do którego doszło 15 września 2008 r. To wydarzenie było też główną przyczyną gruntownej przebudowy systemu regulacji finansowych, które podjęto po 2008 r. Nowy ład miał radykalnie ograniczyć ryzyko wstrząsu o porównywalnej sile. – To spowolni nieco wzrost gospodarczy, ale zmniejszy o 70 proc. ryzyko wybuchu poważnego kryzysu bankowego – oceniał latem 2011 r. Michel Barnier, ówczesny unijny komisarz ds. usług finansowych i rynku wewnętrznego, przedstawiając projekt aktów prawnych, które wprowadziły w Europie zalecenia Bazylejskiego Komitetu ds. Nadzoru Bankowego, znane jako Bazylea III.
Obraz po rewolucji
Większość ekspertów nie ma wątpliwości, że regulacyjna burza – która wciąż jeszcze nie przeminęła – istotnie wzmocniła sektor bankowy. – Dzięki większym buforom kapitałowym, bardziej odpowiedzialnej polityce kształtowania bilansu aktywów i pasywów, lepszemu zarządzaniu płynnością banki nie stanowią już poważnego zagrożenia systemowego w większości rozwiniętych gospodarek, w szczególności w USA – ocenił w komentarzu dla agencji Bloomberga Mohamed el-Erian, doradca ekonomiczny grupy ubezpieczeniowej Allianz.