Rynek mieszkań ogarnęła flippomania. Inwestorzy skarżą się, że zaczyna brakować odpowiednich mieszkań. Na świecie ten sposób zarabiania na nieruchomościach jest popularny od wielu dekad. Trend dotarł także do Polski. Wyraźny odsetek zakupów nieruchomości dotyczy właśnie flippów, czyli krótkoterminowych transakcji. Kupujemy mieszkanie po cenie niższej niż rynkowa, podnosimy jego wartość poprzez remont i sprzedajemy z zyskiem.
Chętnych na ładne, wyposażone i gotowe do zamieszkania lokale zawsze będzie dużo, tym bardziej że przygotowanie mieszkania do sprzedaży zajmuje czasem parę miesięcy. A nie każdy ma czas i chęci się tym zajmować. To dobry biznes, na którym można w krótkim czasie sporo zarobić, pod warunkiem że mamy wiedzę i odpowiednie doświadczenie, by szybko ocenić, co jest okazją, a co nią nie jest. Ważna jest umiejętność szybkiego oszacowania kosztów niezbędnego remontu. Trzeba też ustalić, czy nieruchomość jest pozbawiona wad prawnych. Jeśli nie jest, należy je sprawnie wyeliminować, często współdziałając ze sprzedającym.
Sporo inwestorów dysponuje relatywnie niewielkimi kwotami pozwalającymi jednak na zakup kawalerki lub mieszkania dwupokojowego w dobrej lokalizacji. Znalezienie rozsądnie wycenionych lokali w dużych miastach jest trudniejsze niż jeszcze kilka lat temu.
Co pozostaje chętnym?
Okazji należy szukać tam, gdzie konkurencja jest zdecydowanie mniejsza. Ciekawym segmentem na rynku flippów są przygotowane do sprzedaży domy i tzw. gotowce inwestycyjne. Przedmiotem transakcji są najczęściej kilkupokojowe wykończone i już wynajęte mieszkania. Lokal generuje zyski na podstawie długoterminowej umowy najmu. Nabywcami są osoby zainteresowane zarabianiem na wynajmie, które z różnych przyczyn nie chcą się samodzielnie zajmować całym procesem adaptacji i przygotowania lokalu.