W publikowanych przez spółki strategiach rozwoju najczęściej są zawarte założenia odnośnie do osiągnięcia konkretnych poziomów sprzedaży, zysku, wysokości marż czy nakładów inwestycyjnych. Te ostatnie mają istotne znaczenie w kontekście możliwości dywidendowych firmy. – Przekazywanie rynkowi długoterminowych założeń i konkretnych celów finansowych należy ocenić pozytywnie. Inwestorzy mają wtedy lepszą wiedzę na temat planów spółki i jej możliwości. Dla inwestorów takie cele są pewnym punktem odniesienia, bo zwykle uwzględniają wszystkie ważniejsze czynniki mogące wpłynąć na wynik w opinii zarządu. A zarząd ma na pewno lepszą wiedzę o takich czynnikach niż przeciętny inwestor – zauważa Dominik Niszcz, analityk Raiffeisena.
Cele nie zawsze realne
Problem w tym, że często strategie są formułowane zbyt ogólnie, by mogły stanowić istotną dodatkową wartość dla inwestorów. – Cele finansowe mogą być oczywiście elementem strategii, ale znacznie ważniejsze jest, jak spółka ma zamiar je zrealizować. Warto byłoby uwzględnić w strategii wpływ konkurencji i jak spółka zamierza odnieść się do jej działań czy planów i jakie zakłada warianty rozwoju sytuacji wraz z odpowiednim postępowaniem. Obserwując spółki na GPW, często mam wrażenie, że dla wielu zarządów przedstawienie prognoz kilku wskaźników, typu osiągnięcie EBITDA o określonej wartości czy wzrost sprzedaży o podany procent, jest już uznane za pełnoprawną strategię. Jest ona jeszcze często wsparta ogólnymi stwierdzeniami typu „planujemy rosnąć szybciej niż rynek" (bez podania powodu, dlaczego tak miałoby się stać), „chcemy poprawić rentowność przez ograniczenie kosztów (bez wskazania jakich czy w ogóle dlaczego miałyby one spaść poza tym, że spółka tak sobie zaplanowała) i poprawę efektywności działania (brak informacji w jakim obszarze i jak tego chce dokonać)" – wskazuje Marcin Materna, szef analityków Millennium DM. – Zazwyczaj jednak zarządy nie przedstawiają szczegółowego sposobu czy planu działań mających doprowadzić do przybliżenia spółki do osiągnięcia założonych celów finansowych. Zrozumiałe jest więc, że tego typu strategie nie robią już wrażenia na inwestorach – dodaje.
Można się spotkać z dwoma odmiennymi podejściami zarządów do prezentacji strategii. Niektóre spółki przedstawiają konserwatywny plan, który już na starcie z dużym prawdopodobieństwem zamierzają przekroczyć – wtedy rynek przyzwyczaja się do przekraczania komunikowanych planów przez spółkę. Natomiast część firm stawia sobie bardzo ambitne cele, w których realizację trudno rynkowi uwierzyć. – Ryzyko niezrealizowania strategii rozpatrywałbym w kontekście wyceny spółki i na ile ogłoszona strategia (czy raczej jej cele) została wcześniej uwzględniona w cenach. Zdarzają się oczywiście dobrze opracowane strategie, które na początku są nawet nieźle wdrażane i znajduje to odzwierciedlenie w kursie, po początkowych sukcesach przychodzi jednak np. osłabienie rynku, opóźnia się realizacja kluczowych elementów strategii i perspektywa realizacji celów finansowych oddala się. Inwestorzy odwracają się wtedy od spółki, co dołuje jej kurs – zauważa Materna.
Dlatego kluczowe jest, żeby cele monitorować i nie wahać się ich modyfikować, zwłaszcza gdy następują istotne zmiany w otoczeniu spółki, które uniemożliwiają realizację założeń. – Ideałem, do którego mogą dążyć niektóre inne spółki na GPW, jest Grupa Kęty. Oprócz prognoz rocznych i kwartalnych pokazuje także pięcioletnie cele finansowe i zależnie od zmieniających się okoliczności rynkowych modyfikuje te cele, tak żeby inwestorzy mieli na bieżąco zbliżoną do zarządu wiedzę na temat perspektyw i możliwości spółki. Taka transparentność zdecydowanie przekłada się na notowania akcji – mniejsza niepewność oznacza zwykle wyższą wycenę – zwraca uwagę Niszcz.
Ambitnie lub zachowawczo
Ambitne plany rozwojowe ma Kruk. Jednym z głównych założeń zaprezentowanej niedawno strategii grupy jest wypracowanie 700 mln zł zysku netto w 2024 r. Dla porównania w 2018 r. zarobiła na czysto 330 mln zł. – Nasz plan zakłada dalszy rozwój na rynkach, na których już jesteśmy. Jednocześnie będziemy dążyli do tego, aby utrzymać konserwatywny poziom zadłużenia. Chcemy także być spółką, która będzie wypłacać dywidendę – tłumaczył, przedstawiając założenia nowej strategii, Piotr Krupa, prezes Kruka. Przedstawiciele Kruka nie ukrywają, że w związku z wyznaczonym celem spółka będzie więcej inwestowała w zakup portfeli wierzytelności. Co istotne, grupa stawia przede wszystkim na rozwój organiczny, chociaż nie wyklucza też akwizycji. Analitycy mniej optymistycznie oceniają perspektywy wzrostu spółki. – Według nas, jeżeli sytuacja makroekonomiczna nie ulegnie istotnemu pogorszeniu, a obecne trendy zostaną zachowane, trudno będzie windykatorom realizować porównywalne z historycznymi stopy zwrotu na inwestycjach w portfele wierzytelności. W naszej opinii cel strategiczny spółki w postaci 700 mln zł zysku netto w 2024 jest zbyt optymistyczny – ocenia Mateusz Krupa, analityk Erste Securities.