Różne klasy aktywów nieustannie walczą o uwagę inwestorów. Do niedawna w Polsce największą atencją mogły pochwalić się nieruchomości. To one przyciągały największą uwagę i kapitał. Giełda była co najwyżej pewnym dodatkiem. Coś jednak zaczęło zmieniać się w tym obrazie.

Na wstępie warto zaznaczyć, że mowa o bądź co bądź subiektywnym odczuciu, które z uwagi na relatywnie skromne dane, ciężko jest skwantyfikować. Wydaje się jednak, że szczyt zainteresowania rynkiem nieruchomości przypadł na czas obowiązywania programu Bezpieczny kredyt 2 proc. Później wiele osób jeszcze liczyło na wejście w życie nowego programu, ale wraz z malejącym prawdopodobieństwem jego wprowadzenia malało także zainteresowanie. W tzw. międzyczasie do głosu zaczęły dochodzić inne kwestie, jak na przykład coraz mniej sprzyjająca demografia czy chęć zagranicznej dywersyfikacji majątku przy wciąż niespokojnej sytuacji na Wschodzie. Dodatkowo przeminęła trochę wcześniejsza bezapelacyjna moda na nieruchomości, która była strukturalnie wspierana niskim kosztem pieniądza. Teraz ten koszt jest na innym poziomie i mniej sprzyjający całej klasie aktywów.

Tymczasem dostrzec można zalążki mody na rynek kapitałowy. Po części stoi za tym cały ruch „pasywnej rewolucji”, który promuje prosty i niewymagający dużego wysiłku model zdywersyfikowanego indeksowego inwestowania w niskokosztowe fundusze typu ETF. Ruch nie jest zresztą polską specyfiką. Zrodził się on przed wieloma laty w USA, gdzie ma grono zwolenników skupionych wokół nieżyjącego już twórcy sukcesu Vanguarda. To John C. Bogle zapoczątkował rewolucję w inwestowaniu poprzez stworzenie pierwszego funduszu indeksowego dostępnego dla inwestorów indywidualnych – Vanguard 500 Index Fund w 1976 r. My jedynie powoli kroczymy już dawno wytyczonymi ścieżkami, które co do zasady dobrze zniosły próbę czasu. Wskazuje na to rosnąca popularność krajowych funduszy ETF, którym w okresie odpływu aktywów z aktywnych funduszy skutecznie udaje się pozyskać nowy kapitał. Ruch ten w wydaniu krajowym raczej promuje zagraniczne inwestycje, co czyni go trudno mierzalnym, gdyż nie wiemy, jakie dokładnie aktywa posiadają Polacy w zagranicznych funduszach ETF. Możemy jedynie szacować, że na chwilę obecną nie jest to kwota mała, ale co może ważniejsze, aktywa te dość konsekwentnie rosną.

W skrócie można zakładać, że nad Wisłą bardzo powoli, ale jednak rośnie świadomość inwestycyjna, zgodnie z którą kolejna kawalerka może niekoniecznie być tak dobrym pomysłem jak bezobsługowy i tani fundusz ETF. Temu przetasowaniu sprzyja panująca koniunktura oraz geopolityka, zgodnie z którą Polacy uczą się, że zbyt duży tzw. „home bias” niekoniecznie jest dobry.