Mniej więcej w połowie czerwca zaczęła się zmieniać rynkowa narracja. Wcześniej pierwsze skrzypce w świadomości inwestorów grała inflacja. Po czerwcu na pierwszy plan wysunęły się obawy związane z recesją. Paradoksalnie z punktu widzenia zarówno akcji, jak i obligacji zostało to odebrane pozytywnie. Wynikało to z tego, że wcześniejsza korekta ich cen miała wspólny mianownik związany ze wzrostem stóp procentowych.
Aktualnie inwestorzy wydają się wierzyć, że obserwowane spowolnienie gospodarcze najpierw zatrzyma wzrost inflacji, by później doprowadzić do jej spadku. W konsekwencji banki centralne będą mogły zejść z dotychczasowej ścieżki agresywnego podnoszenia kosztu pieniądza.
Wydaje się, że to pewien paradoks. Jak recesja może pozytywnie wpływać na ceny akcji? Otóż wynika to z tego, że praktycznie całość spadku głównych indeksów można tłumaczyć negatywnym wpływem wzrostu stopy dyskontowej na wyceny. Zyski spółek bowiem się nie pogorszyły, co najwyżej obniżyła się dynamika ich wzrostu.
Trwający sezon publikacji wyników za II kwartał dość dobrze to obrazuje. Owszem, wyniki pojedynczych spółek potrafią zawodzić, ale sumarycznie przychody i zyski wciąż rosną.
Co jeszcze ciekawsze, mają one kontynuować wzrost w kolejnych kwartałach. Gdyby więc stopy procentowe rzeczywiście przestały rosnąć, to mnożniki wyceny mogłyby przestać spadać. Oznaczałoby to, że ceny akcji mogłyby dalej zyskiwać w ślad za wzrostem zysków spółek.