Wojna w Ukrainie, rozpoczęta 24 lutego, sprawiła, że ceny surowców, które i tak były wymagające z uwagi na napięte łańcuchy dostaw, złą pogodę bądź inne czynniki, wystrzeliły. Cena ropy naftowej gatunku Brent urosła z 70 dolarów za baryłkę na początku października do około 95 dolarów w połowie lutego, by następnie błyskawicznie wystrzelić powyżej 125 dolarów. Wystrzeliły również inne surowce, jak gaz, miedź, aluminium, a przede wszystkim ceny zbóż. Postawiło to bardzo wymagające zadanie przed decydentami, którzy i bez tego czynnika walczyli z coraz szybciej rosnącą dynamiką inflacji.

Ostatnie tygodnie przyniosły jednak odwrócenie tego trendu. Ceny większości surowców spożywczych powróciły do poziomów notowanych przed wojną. Ropa oscyluje ponownie w granicach 100 dolarów za baryłkę, zaś miedź od początku roku staniała o przeszło 20 proc. Wyjątkiem tutaj są oczywiście ceny gazu, których wzrosty nie schodzą obecnie z pierwszych stron gazet i mogą być jednym z powodów recesji w Europie w najbliższych miesiącach.

Prostym wytłumaczeniem spadku cen surowców mogą być oczywiście obawy o recesję w globalnej gospodarce. Konsumenci, zarówno z powodu szybko rosnących cen, jak i obaw o pogorszenie koniunktury, w znaczący sposób w ostatnich tygodniach, wg licznych badań, zaczęli ograniczać swoje wydatki, co będzie mieć finalne przełożenie na inne sektory gospodarcze. I w przypadku surowców takich jak aluminium czy miedź ma rzeczywiste fizyczne przełożenie.

Warto jednak mieć z tyłu głowy, że większość środków wycofanych z rynku surowców, wg raportu JPMorgan Chase i informacji przedstawionych w „The Economist”, należała nie do fizycznych kontrahentów, ale była wynikiem spekulacji giełdowych. Ponadto, problemy z podażą części surowców w dalszym ciągu są w grze. Jeśli w najbliższych miesiącach wystąpią inne, losowe czynniki ograniczające podaż, same obawy przed recesją mogą na dłużej nie zatrzymać rosnących cen. Byłbym więc dalece ostrożny w traktowaniu ostatnich spadków surowców jako wyznacznika bliskiego szczytu inflacji. Bardzo możliwe, że wysokie poziomy cenowe utrzymają się przez najbliższe kwartały, co tym bardziej nie będzie pomagać decydentom w walce z inflacją, przynajmniej bez istotnego wpływu na gospodarkę.

Przed nami bardzo ciekawy tydzień. Przede wszystkim stoimy u progu sezonu wynikowego, który pokaże realny wpływ rosnących cen i kosztów pracy na wyniki spółek. Na raporty spółek z GPW poczekamy jeszcze kilka tygodni, ale w międzyczasie część spółek może opublikować wstępne rezultaty za pierwsze półrocze. Dużo więcej będzie się działo w Stanach Zjednoczonych, gdzie wraz z rozpoczęciem tego tygodnia sezon wyników startuje na dobre.