Pesymistyczna prognoza recesji w Polsce w tym roku doprowadziła do nagłego osłabienia złotego (kurs EUR/PLN skoczył z 4,38 do prawie 4,42). Panika była jednak krótkotrwała. Wkrótce pojawili się chętni do kupna naszej waluty, co pozwoliło złotemu nie tylko odrobić początkowe straty, ale nawet nieco się umocnić (późnym popołudniem notowania EUR/PLN otarły się o 4,355).
Pomogło w tym osłabienie dolara wobec euro, będące tradycyjnie objawem wzrostu "apetytu na ryzyko“ na świecie (towarzyszyła mu zresztą zwyżka cen akcji). W dłuższej perspektywie kurs EUR/PLN znajduje się (od połowy lutego) w powolnym (wolniejszym niż w przypadku wzrostu na giełdzie) trendzie spadkowym. Pytanie tylko, że uda się naruszyć kwietniowy dołek (4,267), zanim apetyt na ryzyko zmaleje, doprowadzając do korekty na szerokim rynku finansowym.
O nerwowości nadal trudno byłoby za to mówić w przypadku obligacji. W dłuższej perspektywie ceny obligacji tkwią w konsolidacji, co odzwierciedla atmosferę wyczekiwania na sygnały dotyczące polityki pieniężnej. Co prawda obniżek stóp procentowych może już nie być, ale na podwyżki byłoby za wcześnie.