W opinii rynku tej drugiej opcji do pewnego stopnia uniknięto, gdyż na grudniowym posiedzeniu amerykańska Rezerwa Federalna obiecała nowe rozszerzenie swojego bilansu na ogromną skalę. Ponadto pokaz solidarności w Europie i wykup greckiego długu spowodowały, że rynek nadal wyceniał europejskie ryzyka w ogonie rozkładu, a euro zamknęło 2012 r. bardzo mocno.
W rzeczywistości w czwartym kwartale 2012 r. szerokie wskaźniki zmienności implikowanej dla walut nadal spadały, wykonując ruch w kierunku poziomów najniższych od połowy 2007 r. Nadrzędnym wytłumaczeniem tego zdumiewającego poziomu samozadowolenia w kontekście nawisu globalnego długu państwowego jest to, że banki centralne zwyczajnie nie pozwolą, by jakiekolwiek ryzyko systemowe ujrzało światło dzienne, a interwencje będą uruchamiane przy najmniejszym podmuchu kryzysu – więc zwiększanie ryzyka może się jedynie opłacać. Jednak historia pokazuje, że jak na ironię wysoki poziom samozadowolenia to czas największego zagrożenia. Właśnie wtedy, gdy rynek jest najmniej zdolny dostrzec zagrożenie na horyzoncie, każde nowe zagrożenie może spowodować maksymalny wstrząs.
Przy takim więc ewidentnym samozadowoleniu kluczową kwestią jest identyfikacja potencjalnych zagrożeń dla najważniejszych walut, które czekają nas w 2013 r. i które mogłyby zaburzyć obecny paradygmat. Pierwszym zagrożeniem jest bardzo dobrze już nam znany, ciągle trwający wyścig do dna dewaluacji w wykonaniu konkurujących ze sobą banków centralnych, które zamierzają drukowaniem pieniędzy utorować sobie drogę wyjścia ze swoich problemów ekonomicznych i fiskalnych.
Drugie zagrożenie jest poważniejsze – ryzyko nieznanego. W tym przypadku zagrożeniem może być nagłe uświadomienie sobie przez rynek, że obecne samozadowolenie opiera się na chwiejnych podstawach, tzn. że niekończąca się manipulacja ze strony banków centralnych w dłuższej perspektywie jest siłą destabilizującą, nie zaś stabilizującą, gdyż przeciąganie i udawanie buduje jedynie coraz bardziej kruchą gospodarkę, zależną od manipulacji. Każde takie olśnienie mogłoby spowodować nagłe, gwałtowne zamknięcie obecnej ogromnej przepaści między kiepskimi prognozami ekonomicznymi a rosnącymi cenami aktywów. Na rynku walutowym może to oznaczać istotne korekty kursu walut, którymi obrót dokonuje się wzdłuż osi ryzyka – zwłaszcza na rynkach wschodzących, ale także w przypadku głównych walut towarowych i dolara amerykańskiego.
DOLAR AMERYKAŃSKI
Amerykańska Rezerwa Federalna postawiła siebie samą w nader interesującej sytuacji, w której obietnica rozszerzenia bilansu na wielką skalę łączy się z powiązaniem stóp procentowych Fedu z kluczowymi zmiennymi gospodarczymi, tj. stopą bezrobocia i inflacją bazową. Biorąc pod uwagę strukturę demograficzną USA (coraz większa liczba przechodzących na emeryturę osób z pokolenia tzw. baby boomers) w 2013 r. stopa bezrobocia może nadal gwałtownie spadać, a rynek może zacząć przewidywać mniej więcej w połowie 2014 r. osiągnięcie za jakiś czas poziomu 6,5%, nawet przy marginalnych podwyżkach płac. Natomiast inflacja bazowa w USA odbiega jedynie o około pół procenta od progu wyznaczonego przez Fed. Fiskalna powściągliwość Amerykanów (zauważalna po raz pierwszy), zjawisko powrotu produkcji z krajów niskokosztowych, progi Fedu powstrzymujące dalsze luzowanie polityki pieniężnej oraz powrót zmienności na rynku będą oznaczały, że w pierwszym kwartale dla dolara amerykańskiego rozpocznie się bardziej trwałe ożywienie, i to dość znaczne.