W chińskiej prowincji Hubei, gdzie epidemia się zaczęła, a gdzie w środę nie zanotowano już ani jednego nowego potwierdzonego przypadku zarażenia, ten pierwszy parametr (udział „zamkniętych" przypadków) przewyższył ten drugi (udział „otwartych" przypadków) 1 marca. Ekstrapolacja dotychczasowych trendów od jakiegoś czasu sugerowała, że epidemia w Hubei całkowicie się skończy w okolicach 23 marca, czyli za kilka dni (oczywiście to orientacyjna data, w dodatku nie uwzględniająca możliwych importowanych przypadków). Takie same orientacyjne daty dla Korei Południowej to 30 marca (liczba zmarłych i wyzdrowiałych zaczyna być większa niż nadal chorujących) i 19 kwietnia (umiera lub zdrowieje ostatni zarażony). W ciągu minionych ponad trzech tygodni w europejskim epicentrum epidemii, czyli Lombardii, można zaobserwować podobny pozytywny trend, tyle że mocno opóźniony nie tylko względem Chin, ale i Korei Południowej. Jego ekstrapolacja – co oczywiście jest ryzykownym zabiegiem – sugeruje, że „półmetek" epidemii („zamkniętych" przypadków zaczyna być więcej niż nadal „otwartych") w Lombardii minie w okolicach 10 kwietnia, a epidemia skończy się tam w okolicach 1 czerwca. No ale są jeszcze pozostałe regiony Włoch opóźnione w stosunku do Lombardii, no i inne kraje europejskie. Jeśli patrzyć na samą liczbę przypadków, to Hiszpania jest tam, gdzie Włochy jako całość były sześć dni wcześniej, Niemcy siedem dni wcześniej, a Francja dziewięć dni wcześniej. Pod tym względem Wlk. Brytania jest tam, gdzie Włochy były 15 dni wcześniej, ale ze względu na gęstość zaludnienia Anglii i przyjmowaną jeszcze do tej pory kontrowersyjną strategię „walki" z epidemią może zacząć nadrabiać to opóźnienie (FTSE 250, tracąc w czwartek 2,5 proc., był drugim najsłabszym indeksem w Europie). Polska jest opóźniona w stosunku do Niemiec o dwa tygodnie i można mieć tylko nadzieję, że wprowadzone środki zmienią trajektorię epidemii w naszym kraju, ale nie zmienia to faktu, że kwiecień będzie prawdopodobnie w naszym kraju ciężkim miesiącem. Powyższe dane mogą sugerować, że Europa znajdzie się w sytuacji podobnej do Chin – pierwszy dzień bez nowych rodzimych przypadków choroby – gdzieś w czerwcu. Ale pozostają jeszcze USA, no i cała reszta świata, gdzie dotychczas – zapewne ze względu na wyższe temperatury – wirus radził sobie słabiej, ale oczywiście nie wiadomo, czy tak będzie dalej.
Nasz – zdewastowany wcześniejszymi spadkami – rynek przyjął z ostrożną wiarą i nadzieją przedstawione przez NBP oraz rząd działania i plany walki z gospodarczymi skutkami epidemii – WIG20 już szóstą sesję nie ustanawiał nowych dołków na zamknięcie, a w trakcie wczorajszego odbicia był jednym z czterech najsilniej rosnących indeksów w Europie. W konsekwencji tych samych działań słabł złoty: średni kurs euro i dolara dotarł do poziomu swych historycznych szczytów z lat 1999–2016. ¶