Choć podkreślił, że obecnie nie ma takiej potrzeby, bo gospodarka wciąż szybko się rozwija, a inflacja jest „zakotwiczona w celu inflacyjnym", na jego słowa zareagował rynek długu. Rentowność dziesięcioletnich obligacji skarbowych Polski po wystąpieniu Glapińskiego w Krajowej Izbie Gospodarczej ustanowiła nowe dwuipółletnie minimum. Po południu oscylowała wokół 2,64 proc., o 0,2 pkt proc. niżej niż jeszcze na początku roku.
Stopa referencyjna NBP od marca 2015 r. wynosi 1,5 proc. Glapiński, a także większość pozostałych członków Rady Polityki Pieniężnej, stał dotąd na stanowisku, że dalsze obniżanie tej stopy byłoby niewskazane, bo mogłoby doprowadzić do odpływu depozytów z banków i zdestabilizować część tego sektora. W środę prezes NBP powiedział, że w świetle najnowszych analiz tej instytucji dotyczących wpływu ewentualnej obniżki stóp na banki spółdzielcze RPP ma w kwestii stóp „pole do popisu".
Czy RPP z niego skorzysta? Większość ekonomistów zakłada, że stopy procentowe w Polsce pozostaną niezmienione nawet do końca kadencji obecnej RPP, czyli do 2022 r. Pojawiają się już jednak głosy, że gdyby w tym okresie stopy miały się zmienić, to raczej w dół niż w górę. W cenach obligacji wciąż jednak wycenione jest większe prawdopodobieństwo podwyżek niż obniżek. Jeśli to się zmieni, to, jak wskazywał niedawno na łamach „Parkietu" Mikołaj Raczyński, dyrektor ds. strategii dłużnych w Noble Funds TFI, rentowność polskich dziesięciolatek może zmaleć do 2,5 proc.
Glapiński zapewniał też w środę, że choć NBP jest przygotowany na prowadzenie niekonwencjonalnej polityki pieniężnej, to takie narzędzia są zarezerwowane na sytuację kryzysową. W ocenie Jakuba Borowskiego, głównego ekonomisty banku Credit Agricole w Polsce, taką sytuacją byłoby już spowolnienie wzrostu PKB Polski do 1–2 proc. rocznie. Obniżki stóp nie wystarczyłyby wówczas, aby pobudzić gospodarkę i przywrócić inflację do celu NBP (2,5 proc.).