W 2017 r. takich emisji było w tym okresie 13, rok później (już po wybuchu afery GetBacku) – siedem. W tym roku na przeprowadzenie emisji publicznej zdecydował się – jak dotąd – tylko PCC Rokita i realnie rzecz biorąc, można mieć nadzieję, że emisję przeprowadzić może jeszcze tylko Kruk (prospekt emisyjny wciąż nie został zatwierdzony przez Komisję Nadzoru Finansowego) lub Ghelamco Invest (ale raczej nie przed wykupem zapadających w czerwcu publicznych emisji z poprzednich lat). W całym I półroczu wartość emisji publicznych to jak dotąd 145 mln zł – w ubiegłym roku było to 830 mln zł (z czego 600 mln zł przypadło na emisje Orlenu), a w 2017 r. 674 mln zł (763 mln zł licząc razem z tzw. małymi emisjami publicznymi).

Skromna oferta rynku pierwotnego wyrażona w tegorocznej liczbie i wartości ofert publicznych może powodować większe zainteresowanie inwestorów indywidualnych możliwościami inwestycji na Catalyst (statystyki obrotów tego nie potwierdzają), względnie obejmowaniem emisji prywatnych, gdzie jednak wielkość minimalnych przyjmowanych zapisów jest wyższa (zwykle nie mniej niż 50 tys. zł). Innym sposobem inwestycji w obligacje mogą być jednostki funduszy inwestycyjnych, w przypadku których można spodziewać się wzrostu osiąganych stóp zwrotu w ślad za wyższym oprocentowaniem płaconym przez emitentów w nowych emisjach obligacji. Fundusze zamknięte osiągają – to tajemnica poliszynela – wyższe stopy zwrotu niż fundusze otwarte, ale limit minimalnej wpłaty jest ustawiony na poziomie 40 tys. euro, a inwestycja tego rodzaju nie jest też płynna.

Niestety, nie są to warunki korzystne dla inwestorów indywidualnych i można na tej podstawie sądzić, że rynek obligacji – z ich perspektywy – coraz bardziej traci na atrakcyjności.