Największe straty poniosły fundusze inwestujące w globalny dług korporacyjny oraz na rynkach wschodzących. A zatem dokładnie te same, które wcześniej korzystały z koniunktury na tych rynkach i na poszukiwaniach rentowności, której nie dawały już obligacje skarbowe państw rozwiniętych. Jednak – o czym warto pamiętać – straty te zostały poniesione w wyniku spadku notowań obligacji (wzrostu rentowności) i teoretycznie mogą zostać odrobione, jeśli sytuacja się zmieni. Jednak mogą także zdecydowanie się powiększyć, jeśli obowiązująca od miesiąca (dokładniej, od ostatniego tygodnia lutego) tendencja poszukiwania płynności będzie kontynuowana. Na razie bowiem są to tylko straty z wyceny obligacji, nie obejmują one jeszcze wciąż przecież możliwej fali defaultów i zaprzestania obsługi zadłużenia przez emitentów obligacji. Jak kilkakrotnie pisaliśmy w „Parkiecie", ryzyko takiego scenariusza zwiększa się z każdym dniem trwania pandemii. Przypomnijmy – w najbliższych trzech latach zapada aż jedna trzecia światowego długu korporacyjnego, a wśród jego emitentów w ostatnich latach rosła rola firm z ratingiem spekulacyjnym lub najniższym możliwym ratingiem inwestycyjnym.
Skarbowe dają spokój
Czy wobec takiej perspektywy inwestorzy powinni przerzucić środki do funduszy obligacji skarbowych? Banki centralne w wielu krajach interweniują na rynku, skupując przede wszystkim papiery skarbowe, co pomaga w utrzymaniu ich rentowności na rekordowo niskim poziomie. Część z nich – zdając sobie sprawę z konsekwencji gospodarczych nieobsługiwanych przez firmy obligacji – skupuje także papiery korporacyjne, ale głównie spółek o wysokich ocenach ratingowych.
Skutek jest taki, że fundusze o dużym udziale papierów skarbowych przyniosły swoim uczestnikom niewielkie tylko straty w marcu, a niektóre z nich zdołały nawet osiągnąć dodatnie stopy zwrotu. Nie dlatego, że były szczególnie aktywnymi inwestorami potrafiącymi z dnia na dzień zmieniać pozycje rynkowe (do 5 marca rentowności papierów skarbowych silnie spadały, by w kolejnym tygodniu równie silnie wzrosnąć, wracając do poziomów najwyższych od ponad roku, by w dalszej części miesiąca ponownie zanurkować) – wystarczyło trzymać pozycje i nie reagować na niesłychaną zmienność rynkowych tendencji. Kto próbował timingu, mógł tego pożałować (PZU Polonez stracił w marcu 5,2 proc., a jeszcze kilka miesięcy temu mógł się pochwalić ponad 9-proc. roczną stopą zwrotu).
Teoretycznie niezłe wyniki wypracowały także fundusze skoncentrowane na krajowym rynku obligacji korporacyjnych, ale w tym wypadku trzeba pamiętać o liniowej wycenie trzymanych w funduszach papierów (rynek wtórny jest zbyt mało płynny i wycena rynkowa mogłaby być uznana za nieefektywną). W rzeczywistości jednak trudno byłoby sprzedać dziś obligacje posiadane przez fundusze według ich „wartości liniowej" i – podobnie jak w przypadku funduszy inwestujących na rynkach zagranicznych – stopy zwrotu funduszy nie są zakłócane przez defaulty emitentów obligacji, do których jak dotąd nie doszło (i nie wiemy, czy dojdzie).