Z punktu widzenia inwestora, którego celem jest osiąganie zysków z inwestycji na rynkach kapitałowych, działania banków centralnych są pozbawione inwestycyjnej logiki, którą w przystępny sposób wyłożył Adam Glapiński, prezes NBP, na konferencji prasowej po ostatnim posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej. Szef banku centralnego tłumaczył dziennikarzom, że skup obligacji przed podwyżkami stóp procentowych to działania o elementarnej logice. Kolejność działań banków centralnych zakłada przerwanie lub zmniejszenie skali skupu aktywów, a dopiero później podniesienie stóp procentowych.
Przekładając to na język rynku – banki centralne najpierw skupią obligacje po najwyższych możliwych cenach, a następnie – decyzjami o zakończeniu skupu i o podniesieniu stóp procentowych – same doprowadzą do spadku ich cen (wzrostu rentowności). Przy pakiecie wartym 100 mld zł jeden punkt bazowy rentowności to 10 mln zł zysku lub straty na wycenie. Do końca ub.r. NBP skupił obligacje za ponad 100 mld zł, a w tym roku nadal kupuje. Nie tak dużo jak w okresie kryzysu, ale ostatnio skala operacji ponownie rośnie. Od początku roku rentowność naszych obligacji dziesięcioletnich wzrosła o 60 punktów. NBP nie podaje zagregowanych informacji o wycenie portfela obligacji (powinien ją jednak prowadzić – są to bowiem obligacje przeznaczone do sprzedaży, a ich skup, co NBP sam podkreśla, nie jest monetyzacją długu, lecz zalicza się do operacji otwartego rynku). Lekko licząc, straty na wycenie sięgają zapewne co najmniej 200 mln zł.
Ale celem NBP nie jest odsprzedaż obligacji drożej, lecz – co bank centralny komunikuje otwarcie – obniżenie kosztów finansowania Skarbu Państwa. Czyli celem NBP jest zbijanie rentowności po to, żeby resort finansów mógł oferować obligacje z jak najniższą rentownością.
Misja niemożliwa
W najprostszym ujęciu zadanie pilnowania rentowności wygląda na misję jak najbardziej wykonalną. Większość obligacji skarbowych trafiła do inwestorów krajowych, głównie sektora bankowego, który w obligacjach skarbowych lokuje zarówno kapitały własne, jak i nadwyżki płynności (obligacje skarbowe są wyłączone z podatku bankowego). W dług inwestują także ubezpieczyciele i fundusze dłużne, do których do niedawna wracał kapitał, na rynku nie ma funduszy grających „na krótko", a do tego jeszcze do skupu włączył się NBP, który przejął w ciągu roku ponad 10 proc. zadłużenia rządu. Wszystkie elementy składają się na wizję łatwego zwycięstwa, ale mimo to NBP batalię o zatrzymanie rentowności przegrywa. Rynek zdaje się wręcz kpić z NBP, bo dwie ostatnie operacje skupu obligacji zbiegły się z wystrzałami rentowności.