Ogłoszony siedem lat temu rządowy program „Mieszkanie+” odchodzi do historii w niesławie. Do końca 2019 r. miało powstać 100 tys. lokali z plusem, a do 2030 r. – nawet milion. Tymczasem, jak podaje resort rozwoju i technologii, „w ramach rynkowej i społecznej części programu wybudowano 19,8 tys. mieszkań, a 32,4 tys. jest w budowie (stan na koniec I kwartału br.)”.
Teraz rząd, kilka miesięcy przed wyborami, postanowił skompromitowany program zamknąć. Deweloperzy natychmiast podchwycili temat. Apelują o uwolnienie ziemi rezerwowanej pod „Mieszkanie+”.
Grzegorz Kiełpsz, prezes Polskiego Związku Firm Deweloperskich (PZFD), szacował na niedawnej konferencji, że na odzyskanych działkach mogłoby powstać co najmniej 80 tys. mieszkań. Niewykluczone, że i dwa razy tyle. Pod budowę osiedli „trzymano” dużo więcej terenów niż na 100 tys. mieszkań.
Wiercenie dziury
– Grunty w największych miastach, które miały być przeznaczone pod „Mieszkanie+”, są często położone w atrakcyjnych miejscach: blisko centrum lub na dobrze skomunikowanych obrzeżach – mówi Ewa Palus, kierownik działu consultingu w RedNet Property Group.
Tymczasem, jak dodaje, oferta gruntów pod inwestycje jest dziś niewielka. Zakup atrakcyjnej działki w dużych aglomeracjach jest dużym wyzwaniem. Właściciele parceli podnoszą ich ceny. Są one tak wysokie, że – jak mówi Ewa Palus – część spółek wycofuje się z przetargów. Bardzo często jest też tak, że zakup negocjuje kilka spółek. – Wygrywa ta, która zapłaci najwięcej – mówi ekspertka. – Cena gruntu ma coraz większy udział w kosztach całej inwestycji.