Grin to kryptowaluta o stosunkowo krótkim stażu. Powstała bowiem 15 stycznia tego roku i jest rozwijana przez programistów wolontariuszy. Finansowanie projektu nie pochodzi z ICO czy crowdfundingu, tylko z dobrowolnych datków społeczności skupionej wokół kryptowalut. 11 listopada jeden z jej członków okazał się bardzo hojny. Przesłał na adres projektu aż 50 bitcoinów wartych około 450 tys. USD. Dlaczego ktoś tak obficie sypnął groszem, nie żądając niczego w zamian?
Anonimowe 50 bitcoinów
Zacznijmy od początku. O pokaźnej dotacji poinformował w poniedziałek na forum Grina jeden z deweloperów Daniel Lehnberg. „Z przyjemnością ogłaszam otrzymanie kolejnej darowizny. Miałem możliwość krótkiej korespondencji z darczyńcą, który chce pozostać anonimowy. Niektóre cytaty zredagowałem i udostępniam poniżej" – napisał w poście. Jest to zbiór krótkich wpisów, w tym m.in.: „Zauważyliśmy waszą pracę i podejście do projektu oraz fakt, że nie robicie tego dla samolubnych celów", „Świetnie, że jest grin. Dobrze sobie radzicie, tak trzymać". „Nasze motywacje nie są ekonomiczne. Chodzi o protokół i technologię", „Przekazujemy środki, byście mogli swobodnie pracować", „Czuję się znowu jak w latach 2009/2010".
Z tej lakonicznej korespondencji można wysnuć wniosek, że darczyńcą jest ktoś ze starej szkoły, a więc „cyfrowy punk" wierny idei niezależnego i otwartego rozwijania projektów niemotywowanych celami ekonomicznymi. Potwierdzeniem tego może być fakt, że środki zostały przelane z portfela, na którym nie odnotowano żadnej aktywności od dziewięciu lat. Dane na blockchainie pokazują, że na adresie tym są tylko dwie transakcje – wpłata 50 bitcoinów sprzed niemal dekady i ich wypłata sprzed kilku dni. Wpłata została wykonana 1 grudnia 2010 r. i miała typ „coinbase", co oznacza, że była wynikiem kopania bitcoinów. Anonimowym darczyńcą jest więc prawdopodobnie ktoś, kto miningiem zajmował się niemal od początku istnienia bitcoina. W sieci pojawiły się nawet plotki, że hojne wsparcie pochodzi od samego Satoshiego Nakamoto. Taką sugestię wrzucił do sieci Charlie Lee, twórca Litecoina. Potem przyznał na Twitterze, że to był żart.
Grin walutą przyszłości
Co takiego ma w sobie grin, że lubią go kryptowalutowi ideowcy? Dwie rzeczy. Po pierwsze, zaangażowaną, niezależną i bezinteresowną społeczność programistów rozproszonych po całym świecie. Po drugie, ambitne plany. Przy tych ostatnich na chwilę się zatrzymajmy. Grin to kryptowaluta, która przede wszystkim stawia na prywatność, anonimowość i skalowalność. – Umożliwia każdemu dokonywanie transakcji lub oszczędzanie środków bez obawy o kontrolę zewnętrzną lub ucisk. Nikt oprócz osoby robiącej przelew nie jest w stanie sprawdzić, z jakiego adresu został zrobiony przelew, na jaki adres i na jaką sumę. Grin został zaprojektowany na nadchodzące dziesięciolecia – tak opisywany jest ten projekt na portalu bitcoinpl.org. Warto dodać, że to w grinie po raz pierwszy zaimplementowano technologię MimbleWimble, która pozwala zwiększyć skalę działania sieci i zachować anonimowość jej uczestników. W tym kontekście grin ma zadatki, by stać się w przyszłości środkiem płatniczym całkowicie wolnym od jakiejkolwiek kontroli.
Zgodnie z danymi portalu coinpaprika.com Grin notowany jest na 26 giełdach. Do obrotu został wprowadzony w połowie stycznia 2019 r. Najwyższa jak dotąd wycena – 19,2 USD – została ustanowiona kilka dni po jego rynkowym „debiucie”. Później był gwałtowny spadek do 2 USD, czerwcowe odbicie do 6,5 USD oraz trwający do dziś trend spadkowy. Ostatnio na wykresie zarysowała się formacja spodka, choć niepotwierdzona przez niskie obroty (były one relatywnie wysokie). Po poniedziałkowej informacji o dotacji kurs mocno wystrzelił i w dwa dni wzrósł o prawie 50 proc., do 1,7 USD. Pokonana została 50-sesyjna średnia krocząca, co stanowi wstępny sygnał kupna. Warto jednak pamiętać, że podaż Grinów jest nieograniczona. Za każdy wydobyty blok jest stała nagroda – 60 monet, a blok powstaje co minutę. PZ