Czerwcowa zwyżka była kontynuacją ruch wzrostowego rozpoczętego pod koniec kwietnia. Jednak z technicznego punktu widzenia bardziej prawdopodobna jest kontynuacja zniżki i umocnienie negatywnego nastroju do amerykańskiej waluty. Zakres ruchu korekcyjnego sięgnął 81,4pkt., a początek kolejnego miesiąca sugeruje, że w dalszym ciągu przeważać będą byki.
Początek czerwca przyniósł poprawę aury wokół amerykańskiej waluty. Było to wynikiem eskalacji oczekiwań inwestorów na podwyżkę kosztu pieniądza przez FED. Zaowocowała ona wyprzedażą amerykańskich obligacji, których rentowność zwyżkowała na przestrzeni kilku sesji do poziomu 5,30proc. z wcześniejszego pułapu 4,90proc. Zmiana nastawienia rynku odnośnie perspektyw polityki monetarnej FED przełożyła się na odwrócenie negatywnego sentymentu do dolara i zniżkę głównej pary walutowej z poziomu 1.3550 do ubiegłomiesięcznego minimum na poziomie 1.3250. Sytuacja taka nie trwała jednak długo. Wraz z mniej "jastrzębimi" komentarzami członków amerykańskich władz monetarnych zmianie uległy oczekiwania rynku. Obecnie większa grupa inwestorów spodziewa się, że koszt pieniądza pozostanie na niezmienionym poziomie 5,25proc. Z drugiej strony wzrost gospodarczy ze strefy euro przekonuje inwestorów, że ECB będzie zmuszone podnosić koszt pieniądza co najmniej dwukrotnie o 25pkt bazowych.. Taki splot czynników zniechęcił inwestorów do zakupów USD. W efekcie druga połowa miesiąca przebiegała w rytm zwyżki kursu EUR/USD w okolice 1.3650 Nastroje na rynku wskazywały, że dalsza zwyżka w notowaniach głównej pary wydawała się być niemal przesądzona.
Argumentami, które przemawiają za umocnieniem euro są korzystne uwarunkowania fundamentalne. Dlatego nie dziwi fakt, że odczyty danych makroekonomicznych ze strefy euro były w ubiegłym miesiącu bliskie oczekiwaniom i nie stanowiły podstaw do kontynuacji korekcyjnego osłabienia euro z początku czerwca. Z drugiej strony perspektywy podniesienia stóp procentowych w amerykańskiej gospodarce oddala rozczarowująca dynamika PKB w pierwszym kwartale, która sięgnęła 0,7proc. W niekorzystnym świetle stawia amerykańską gospodarkę także zastój na rynku nieruchomości. Z tej perspektywy jedynym możliwym posunięciem FED wydawałaby się być obniżka kosztu pieniądza. Póki co taki przebieg wypadków wydaje się być jednak mało prawdopodobny, gdyż przedstawiciele FED utrzymują, że głównym zagrożeniem pozostaje inflacja, a tempo wzrostu gospodarczego utrzyma się w USA na umiarkowanym poziomie. Z komunikatu towarzyszącego tej decyzji usunięto stałe sformułowanie mogące sugerować możliwość ewentualnej podwyżki stóp procentowych, jeżeli tego będzie wymagała sytuacja. Zastąpił je zwrot, że przyszłe decyzje będą zależały od prognoz inflacji i wzrostu gospodarczego. Tym samym przesłanie okazało się bardziej "gołębie", co stało się kolejnym czynnikiem determinującym wyprzedaż USD. Dodatkowo stwierdzono, że korekta na rynku nieruchomości jeszcze się nie zakończyła, chociaż podtrzymano stwierdzenie, że gospodarka amerykańska w perspektywie najbliższych kwartałów będzie się rozwijać w "umiarkowanym" tempie.
Słabość amerykańskiej waluty w ostatnich tygodniach to także w dużej mierze wynik powrotu obaw, co do przyszłości amerykańskiej gospodarki. Okazało się, że powiew optymizmu na początku tego roku był krótkotrwały, a przedstawiane wcześniej argumenty pesymistów zaczynają się stopniowo materializować. Wszystko oczywiście kręci się wokół przyszłych działań amerykańskiego FED. Wprawdzie pierwsze informacje ekonomiczne z USA w maju były korzystne - pozytywny wydźwięk miał odczyt indeksu ISM dla przemysłu za maj oraz figura dotycząca sprzedaży maju. Aurę wokół dolara ponownie pogorszyły dane inflacyjne( wskaźnik PCE core był niższy od oczekiwań i sięgnął 0,1proc.) oraz rozczarowujący odczyt zamówień w przemyśle. W naszym odczuciu nie ulega wątpliwości, że FED zaczyna sobie zdawać sprawę z tego, że znajduje się w niekonfortowej sytuacji. Z jednej strony nie słabnie zagrożenie inflacyjne tak jak wcześniej tego oczekiwano. Z drugiej strony z gospodarki napływają mieszane sygnały mogące w negatywnym scenariuszu sugerować recesję.
W centrum uwagi inwestorów ponownie znalazła się sytuacja na rynku nieruchomości. Na rynku pojawiły się informacje o możliwościach sporych kłopotów firm udzielających pożyczek hipotecznych dla bardziej ryzykownych klientów. Ceny nieruchomości w USA zaczęły spadać na jesieni ubiegłego roku. Co więcej Agencja S&P zasygnalizowała możliwość obniżenia ratingu dla obligacji hipotecznych o wartości 12 mld USD, zaś supermarkety z wyposażeniem wnętrz, Home Depot i Sears zapowiedziały słabsze wyniki kwartalne. Duża część pozostałych spółek z Wall Street także może zanotować gorszą dynamikę zysków. Nie jest to dobry sygnał dla największej gospodarki świata. Dodatkowo wzrost stóp procentowych w USA oznaczał dla milionów Amerykanów wzrost obciążenia związanego ze spłatą rat kredytów hipotecznych. Taka sytuacja zmusiła wielu klientów do wypowiedzenia umów, a to z kolei postawiło wielu pośredników w "podbramkowej" sytuacji. Nie ulega wątpliwości, że obserwowany zastój na amerykańskim rynku nieruchomości stawia firmy pożyczkowe na skraju bankructwa, a tym samym przekłada się na niekorzystny obraz całego sektora finansowego. W efekcie inwestorów rozczarował odczyt indeksu obrazującego sytuacje na rynku nieruchomości - indeks NAHB był w czercu o 2pkt niższy niż miesiąc wcześniej i wyniósł zaledwie 28pkt. Negatywny wydźwięk miał dane dotyczące liczby rozpoczętych budów w maju, która sięgnęła 1,47mln wobec 1,528 mln miesiąc wcześniej.