[b]Kraje Europy Środkowo-Wschodniej (CEE) pozostają w tyle za innymi rynkami wschodzącymi, jeśli chodzi o tempo wychodzenia z kryzysu. Niektóre z nich, np. Węgry czy Rosja, wciąż obniżają stopy procentowe, podczas gdy reszta świata mówi już o zacieśnianiu polityki pieniężnej. Z czego wynikają te różnice?[/b]
W latach 2004–2007 wiele krajów CEE kwitło dzięki bezpośrednim i portfelowym inwestycjom zagranicznym oraz napływowi kredytu. Ten model wzrostu gospodarczego zaciął się tak gwałtownie, że głębia kryzysu w tym regionie nie dziwi.Ze względu na rozpowszechnienie kredytów walutowych w tych krajach po wybuchu kryzysu ich banki centralne musiały się skoncentrować na ochronie kursów swoich walut, co ograniczało im pole manewru. Dopiero teraz, gdy sytuacja się ustabilizowała, mogą sobie pozwolić na obniżkę stóp procentowych. Sytuacja makroekonomiczna Węgier czy Rumunii wskazuje, że stopy powinny tam być znacznie niższe: luka popytowa jest duża, presja inflacyjna niska, a na dodatek rządy muszą prowadzić restrykcyjną politykę fiskalną.
[b]Jak duże jest ryzyko, że relatywnie wysokie stopy procentowe w tym regionie przyciągną kapitał spekulacyjny? Gdy przyjrzeć się rosyjskim indeksom giełdowym, które zyskały od początku roku ponad 110 proc., trudno uniknąć wrażenia, że już mamy z tym zjawiskiem do czynienia. [/b]
Rzeczywiście, ryzyko takie istnieje. Wysokie stopy procentowe w tych państwach, w połączeniu z niskimi gdzie indziej, sprzyjają transakcjom typu carry trade (polegającym na pożyczaniu kapitału w kraju o niskich stopach procentowych i lokowanie go tam, gdzie są one wyższe – przyp. red.). Ale na razie zjawisko to nie jest silne. Inwestorzy ostrożnie podchodzą nawet do walut, za którymi stoją silne gospodarki. Przykładem jest złoty, który moim zdaniem jest relatywnie niedowartościowany, a inwestorzy i tak sceptycznie podchodzą do zajmowania dużych pozycji w tej walucie. To prawda, że duża płynność na światowych rynkach pcha w górę akcje, ale transakcje typu carry trade nie są na razie istotnym czynnikiem.
[b]W ostatnim czasie – w każdym razie zanim na światło dzienne wyszły problemy Dubaju – Słowacja, Polska, Bułgaria i Czechy należały do krajów, których wiarygodność kredytowa najszybciej się pogarszała (najmocniej rosły wyceny CDS chroniących inwestorów na wypadek niewypłacalności rządów tych krajów). Czy kryją się za tym zjawiskiem wyłącznie rosnące deficyty budżetowe? Przecież perspektywy gospodarcze tych krajów mocno się różnią. [/b]