Wczorajsza sesja zakończyła się niewielką przeceną względem wtorkowego zamknięcia. Zmiana cen w takiej skali dla graczy średnioterminowych nie ma znaczenia. We wtorek notowaliśmy nowe rekordy trendu, a wczorajszy spadek był minimalny. To skłania do twierdzenia, że trend będzie kontynuowany, czy może inaczej, nie ma żadnych poważniejszych przesłanek ku temu, by uznać, że trend już kontynuowany nie będzie.Gdy ceny kreśliły minimum dnia, znajdowały się ok. 50 pkt nad pierwszym wsparciem. To poziom 2480 pkt jest obecnie pierwszą czujką, której poruszenie powinno ostrzec graczy. Niedźwiedzie mogą to odebrać jako poruszenie spławika, czyli branie.
Może to coś oznaczać, ale może nie oznaczać nic. Dopiero spadek cen pod poziom 2370 pkt zatopi spławik i gracz może myśleć o możliwości zajęcia krótkiej pozycji, czyli "zaciąć". Jaki będzie tego skutek, to już zupełnie inna sprawa. Niemniej wszelkie przesłanki do poderwania wędziska będą spełnione.
Powyższa metafora oddaje aktualną sytuację, choć jak wiemy, niedźwiedzie nie zwykły łowić na wędkę, ale spokojnie czatują. U naszych niedźwiedzi z tym jest kłopot. Brakuje im cierpliwości na przyczajenie się i miotają łapami już od dłuższego czasu. Momentami wydaje się, że sukces jest w rękach, gdy wtem zdobycz się wymyka, pozostawiając po sobie zapach rozczarowania.
Jednocześnie mamy posiadaczy długich pozycji, którzy od dłuższego czasu na tym samym łowisku wyciągają spokojnie kolejne sztuki. Nie ma kombinacji z przynętą, bo ta pierwotnie użyta nadal spełnia swoje zadanie. Niedźwiedzie męczą się, oczekując spektakularnego sukcesu, ale nic z tego nie wychodzi. Nie skorzystają jednak ze znanych metod drugiej strony, bo obawiają się, że ryba zaraz zacznie ignorować byczą przynętę. Cóż, ryba kiedyś się przeje, ale skoro na razie jest chętna, to nie ma sensu się szarpać.
Proponuję więc spokojnie robić swoje. Pewnie przyjdzie taki moment, że więcej się już nie złowi, ale to przecież jest całkiem normalne. Ważniejsze jest to, co mamy już w wiadrze niż to, co gdzieś tam pływa i podobno tylko czeka na to, by trafić na nasz haczyk. Największe ryby to te, które się nam zerwały. Dużo opowiadania, ale pożytku z tego nie ma żadnego i po rybkę trzeba pójść do rybnego. Smak ten sam, ale gorycz porażki pozostaje.