Regionalne banki wywołują niepokój w Europie

Sytuacja hiszpańskich cajas i niemieckich landesbanków, czyli regionalnych kas pożyczkowych, wzbudza obawy nawet George’a Sorosa. Czy słusznie?

Publikacja: 11.07.2010 09:06

Regionalne banki wywołują niepokój w Europie

Foto: Archiwum

Europejski system finansowy wciąż odczuwa skutki pierwszej fali kryzysu. Banki nadal darzą się nawzajem małym zaufaniem i niechętnie sobie pożyczają.

Rozwiać nieufność i pokazać, w jakiej naprawdę kondycji są kredytodawcy, mają pokazać tzw. europejskie testy wrażliwości. Ich wyniki zostaną opublikowane pod koniec lipca. Testy mogą nie dać jednak pełnego obrazu sytuacji. Eksperci obawiają się, że zbyt mało uwagi będzie w nich poświęcone najsłabszym ogniwom systemu – cajas i landesbankom, czyli hiszpańskim i niemieckim regionalnym kasom pożyczkowym. To ich kondycja budzi największy niepokój.

– Możemy nie być zdolni do właściwej oceny sytuacji, jeśli testy wrażliwości skupią się na 25 największych bankach, gdy największe problemy mają mniejsi pożyczkodawcy, szczególnie cajas w Hiszpanii i Landesbanken w Niemczech – ostrzegł rynkowy guru George Soros.

[srodtytul]Styk biznesu i samorządu[/srodtytul]

Najwięcej niepokoju wzbudza sytuacja hiszpańskich kas. Inwestorzy zaczęli zwracać większą uwagę na kondycję cajas pod wpływem kryzysu na obrzeżach strefy euro. Jeszcze w 2009 r. iberyjskie banki były chwalone za to, że przetrwały w dobrym stanie pierwszą falę kryzysu i nie były mocno zaangażowane w toksyczne aktywa powiązane z amerykańskim rynkiem subprime. Mocny cios hiszpańskiemu systemowi bankowemu zadały jednak ciężka recesja oraz załamanie na rynku nieruchomości. Uderzyły one przede wszystkim w cajas.

Lokalne kasy zaczęły coraz mocniej odczuwać problem złych długów i nietrafionych nieruchomościowych inwestycji (Międzynarodowy Fundusz Walutowy szacuje wielkość złych długów cajas w 2011 r. na 53 mld euro). Problemem stały się też powiązania kas z samorządami lokalnymi i wynikające stąd ich zaangażowanie we wspieranie nie zawsze opłacalnych samorządowych inicjatyw gospodarczych. Związki z samorządami oznaczają również dla wielu cajas ograniczenia prawne w dostępie do finansowania. Kasy nie są notowane na giełdzie, a wiele z nich postrzeganych jest przez analityków jako półbankruci.

Ich kondycja poważnie niepokoi rząd. Hiszpańskie władze uważają, że słabsze cajas powinny łączyć się z silniejszymi, tak żeby liczba kas spadła z 45 do około 20. Wiele cajas już ogłosiło fuzje. Zachętą dla nich jest państwowy fundusz pomocowy FROB dysponujący 99 mld euro. Zapewne nie wszystkie środki z tej puli zostaną wydane, ale pomoc dla cajas może drogo kosztować hiszpański rząd. Według Międzynarodowego Funduszu Walutowego cajas mogą do końca 2012 r. odpisać nawet 33 mld euro. Analitycy Morgana Stanleya spodziewają się zaś, że rządowa pomoc dla kas wyniesie do 43 mld euro.

Nieco inne problemy mają niemieckie landesbanki, choć podobnie jak w przypadku hiszpańskich cajas duży wpływ na ich kondycję wywarły powiązania z samorządami. Jest ich dziesięć i są one w całości kontrolowane przez władze niemieckich landów. Landesbanki, tak jak cajas, nie są notowane na giełdzie. Mają one za zadanie przede wszystkim wspierać gospodarki landów i system drobnych, lokalnych kas oszczędnościowych (Sparkassen). Ten model ich funkcjonowania został wystawiony na poważną próbę w czasie kryzysu.

– Landesbanki mogą okazać się czarną dziurą. Jest mało prawdopodobne, by zdołały przejść jakikolwiek test, nie mówiąc już o testach wrażliwości – napisali Michael Helsby i Derek de Vries, analitycy BofA Merrill Lynch.

Lokalne niemieckie banki zostały również ocenione surowo przez MFW. Fundusz stwierdził, że niektóre z nich wysysają publiczne środki i są źródłem finansowej niestabilności dla Niemiec. Analitycy MFW wskazali, że działalność części landesbanków cechują wysokie koszty, podejmowanie nadmiernego ryzyka oraz brak jasnego modelu biznesowego. Nawet Heinrich Haasis, szef DSVG, stowarzyszenia banków lokalnych, przyznaje, że landesbanków jest zbyt dużo. Niemcy potrzebują jedynie dwóch, trzech. Jak dotąd jednak rozmowy o połączeniu landesbanków kończyły się fiaskiem. Samorządowi politycy nie potrafili porozumieć się na ten temat.

Kondycja landesbanków budzi niepokój analityków, gdyż wiele z tych banków zostało mocno poszkodowanych w trakcie kryzysu. Zaangażowały się wcześniej w ryzykowne instrumenty finansowe i poniosły w wyniku tego łącznie 34 mld USD strat i odpisów. Obecnie narastają obawy związane z ich zaangażowaniem w obligacje państw z obrzeży strefy euro. Czy niepokój o kondycję lokalnych banków jest jednak uzasadniony? Czy drobni pożyczkodawcy tacy jak cajas i landesbanki mogą poważnie zaszkodzić europejskiemu systemowi finansowemu?

[srodtytul]Obawy na wyrost[/srodtytul]

– Niepokój wokół landesbanków wynika w dużej mierze z tego, że nie są one notowane na giełdzie i w związku z tym są mniej otwarte i przejrzyste. Nie sądzę jednak, by poniosły w tym roku duże odpisy na obligacjach ze strefy euro. Do takich odpisów może dojść dopiero wtedy, gdy będzie niemal pewne, że obligacje nie zostaną spłacone. A to jest mało prawdopodobne – mówi „Parkietowi” Konrad Becker, analityk z Merck Finck & Co.

Ponadto nie wszystkie lokalne banki zostały w równym stopniu dotknięte przez kryzys. Część landesbanków dobrze prosperuje. Np. Landesbank Berlin przez ostatnie trzy lata przynosił zyski. Podobnie nie wzbudza obaw wśród analityków kondycja dużych i silnych cajas, takich jak np. obecna na polskim rynku La Caixa.

Co więcej, zagrożenie dla systemu finansowego ze strony cajas będzie raczej malało, gdyż Madryt zabrał się już do ich uzdrawiania. – Hiszpański rząd wiele robi, by zreformować te instytucje. Myślę, że to mu się uda, gdyż nie ma obecnie innego wyboru, jak naprawiać system – przyznaje w rozmowie z „Parkietem” Gary Jenkins, analityk z londyńskiego Credit Securities. Ponadto w razie gdyby się pojawiły z tym problemy, hiszpańskiemu rządowi może zostać udostępniona część środków z funduszu stabilizacyjnego dla eurolandu wartego 750 mld euro.

Część ekspertów wskazuje więc, że zagrożenie związane z kłopotami niektórych banków lokalnych jest dosyć ograniczone. – Landesbanki są kontrolowane przez państwo. Ryzyko, jakie ich działalność niesie dla europejskiego systemu finansowego, jest mocno powiązane z ryzykiem, które może nieść Republika Federalna Niemiec. Obecnie nic zaś nie wskazuje, by sytuacja w Niemczech stanowiła zagrożenie dla europejskiej gospodarki. Rząd federalny w Berlinie stać też na ewentualne ratowanie landesbanków. No chyba że jednocześnie upadłoby osiem największych z nich, wtedy państwo mogłoby sobie nie poradzić. Ale jest to przecież bardzo mało prawdopodobny scenariusz – wyjaśnia Becker.

Czy publikacja testów wrażliwości zmniejszy obawy inwestorów o kondycję niemieckich i hiszpańskich banków lokalnych? Analitycy wskazują, że nie jest to pewne. Metodologia testów jest znana jedynie częściowo. Możliwe więc, że sprawdzian kondycji europejskich pożyczkodawców zostanie uznany za nie wystarczająco wiarygodny. – Nie ma pewności, czy wyniki zwiększą zaufanie do dużych banków, a co dopiero do banków lokalnych – wskazuje Becker.

– Kondycja landesbanków i cajas sama w sobie nie jest źródłem problemów dla strefy euro. Jest ona częścią większego zagadnienia. Są nim kłopoty gospodarcze niektórych państw eurolandu oraz całego systemu bankowego. Główne zagrożenie nie pochodzi obecnie od banków lokalnych, ale od państw. Jeśli sytuacja gospodarcza się ustabilizuje, a rynek przezwycięży problemy, poprawi się też sytuacja landesbanków i cajas – twierdzi Jenkins.

[ramka][b]SKOK nie straszą rynków[/b]

Polskie spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe (SKOK) nie sprawiają systemowi finansowemu takich kłopotów ani nie wzbudzają podobnego niepokoju jak hiszpańskie cajas czy niemieckie landesbanki. Do tej pory nie było przypadków bankructwa polskich SKOK ani problemów z wypłatą środków. Ich sytuacja jest obecnie uznawana za stosunkowo dobrą. SKOK zyskały w ubiegłym roku 170 tys. nowych członków, zwiększając ich łączną liczbę do ponad 2 mln. Pozyskują one nowych członków m.in. dzięki wysokiemu oprocentowaniu depozytów. Tak więc wartość depozytów ulokowanych w SKOK wzrosła w 2009 r. o ponad 2,2 mld zł, do 10,8 mld zł. Suma udzielonych przez kasy pożyczek wzrosła w 2009 r. o blisko 1,5 mld zł, do 8,4 mld zł. System kas oprócz podstawowej działalności polegającej na zbieraniu depozytów i udzielaniu pożyczek rozszerza zakres swojej działalności – ma m.in. fundusz inwestycyjny, towarzystwa ubezpieczeniowe. Jednak obecnie kasy nie są kontrolowane przez żaden państwowy urząd, lecz jedynie przez Kasę Krajową SKOK. W ubiegłym roku parlament przyjął ustawę, która zakładała objęcie kontroli nad kasami przez Komisję Nadzoru Finansowego. Jednak ówczesny prezydent Lech Kaczyński jej nie podpisał i skierował do Trybunału Konstytucyjnego. Ustawa miała wprowadzić także wymogi dotyczące wskaźnika wypłacalności, by zwiększyć bezpieczeństwo depozytów klientów. Kasy miały utrzymywać współczynnik wypłacalności na poziomie 5 proc., wobec np. 8 proc. wymaganych od banków. [/ramka]

Komentarze
Zamrożone decyzje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Co martwi ministra finansów?
Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów