Łatwiej walczyć z recesją niż ze zbyt wolnym wzrostem

Rozmowa z Bartem van Arkiem, głównym ekonomistą ośrodka badawczego Conference Board

Publikacja: 07.08.2010 09:13

Łatwiej walczyć z recesją niż ze zbyt wolnym wzrostem

Foto: Archiwum

[b]Odbicie po recesji dobiegło końca – tak skomentował pan dane o tempie wzrostu amerykańskiego PKB w II kwartale, które okazały się gorsze od prognoz. Czy oznacza to, że spodziewa się pan nawrotu recesji?[/b]

Prawdopodobieństwo nawrotu recesji w USA jest w tym momencie bardzo niskie. Gdy patrzy się na nasze wskaźniki wyprzedzające koniunktury, które mają za zadanie wychwycić jej punkty zwrotne, to wskazują one na wolniejsze tempo wzrostu gospodarczego, ale nie na jego załamanie.

[b]Powszechnie się uważa, że ożywienie gospodarcze wyhamowuje, bowiem dotąd napędzało je uzupełnianie przez firmy zapasów, które teraz dobiega końca. Tymczasem popyt konsumpcyjny nie odbił się na tyle, aby przejąć rolę motoru wzrostu. Zgadza się pan z tą tezą?[/b]

Kompozycja zwyżki PKB wydaje się dość zdrowa. Widać pewien wzrost – co prawda niewielki, ale jednak – popytu konsumpcyjnego. W II kwartale widać było też znaczący wzrost inwestycji w porównaniu z I kwartałem. Tak naprawdę tym, co uderza w tempo wzrostu PKB, jest ujemny wpływ wymiany handlowej. Import rośnie bowiem szybciej niż eksport, co w dużej mierze związane było właśnie z uzupełnianiem przez firmy zapasów.

[b]Kiedy amerykańscy konsumenci znów zaczną wydawać pieniądze?[/b]

Trzeba się pogodzić z tym, że popyt konsumpcyjny nie będzie motorem tej ekspansji gospodarczej. Amerykanie borykają się z fatalną sytuacją na rynku nieruchomości, ich dochody nie rosną. Wzrost gospodarczy będzie więc musiał pochodzić z inwestycji. Te zaś w dużej mierze będą napędzane bodźcami, które pochodzą spoza USA, zwłaszcza zaś z rynków wschodzących.

[b]Administracja Baracka Obamy jest świadoma, że dynamika popytu konsumpcyjnego nie wróci już do poziomu sprzed kryzysu. Ogłosiła w związku z tym zamiar przekształcenia USA w potęgę eksportową. Do 2015 r. wartość eksportu ma się podwoić. To realistyczne plany?[/b]

Amerykańskie firmy są bardzo konkurencyjne i mają rozbudowane kontakty handlowe. Z tej perspektywy USA mają zadatki, aby silniej niż dotąd skoncentrować się na eksporcie. Podwojenie go byłoby jednak poważnym wyzwaniem. Nawet gdyby ten cel udało się zrealizować, nie musi to oznaczać, że eksport stanie się motorem wzrostu amerykańskiej gospodarki. W tym celu import musiałby rosnąć wolniej.

[b]Jakie wobec tego są prognozy Conference Board co do tempa wzrostu gospodarki USA w kolejnych kwartałach?[/b]

W drugiej połowie roku tempo wzrostu będzie wynosiło około 1,5–2 proc. (średnio ekonomiści prognozują, że będzie to około 2,7 proc. – przyp. red.) Później będzie wynosiło zapewne nieco ponad 2 proc. To jednak wciąż będzie zbyt mało, aby zredukować bezrobocie, wyciągnąć rynek nieruchomości z kryzysu. Mimo to to nie jest scenariusz, w którym za rogiem czai się recesja.

[b]Były szef Rezerwy Federalnej Alan Greenspan ostrzegał kilka dni temu, że ewentualny nawrót recesji może być spowodowany właśnie dekoniunkturą na rynku nieruchomości. Pan przyznaje, że wzrost cen domów to odległa perspektywa...[/b]

To prawda, że rynek nieruchomości jest jednym ze słabych filarów gospodarki i może doprowadzić do jej schłodzenia. Ale trzeba patrzeć na większą liczbę wskaźników, które są połączone np. we wskaźniku wyprzedzającym koniunktury. Taki całościowy obraz nie jest tak dramatyczny, abyśmy mieli się martwić nawrotem recesji.

[b]Czy amerykański rząd lub bank centralny powinny ponownie interweniować, aby pobudzić słabnące ożywienie gospodarcze? W USA toczy się na ten temat intensywna debata, a prezes Fedu Ben Bernanke kilkakrotnie powiedział ostatnio, że nie wyklucza takiej możliwości. [/b]

Niemrawe tempo wzrostu gospodarczego nie jest czymś, z czym łatwo sobie poradzić. W pewnym sensie łatwiej się uporać z recesją, bo można się uciec do pakietów stymulacyjnych, aby pobudzić popyt. Gdy jednak gospodarka jest w fazie ekspansji, nawet tak wolnej jak obecnie, te metody nie działają, a instrumentarium rządu jest ograniczone. Gospodarka musi sama się uporać ze swoimi struktural- nymi problemami, m.in. na rynku nieruchomości. To oczywiście zajmie dużo czasu. Gdyby rząd chciał teraz interweniować, to zaburzyłby alokację kapitału i efektywność gospodarki.

[b]Mówi pan o rządzie. Ale Fed podkreśla, że ma jeszcze amunicję. Może wznowić zakupy pewnych aktywów, obniżyć stopę depozytową...[/b]

Bodźce polityki pieniężnej są stosowane nieprzerwanie od początku kryzysu. Stopy procentowe są na bardzo niskim poziomie. Płynność na rynkach jest bardzo wysoka, a kredyt jest niezwykle tani. Nie uważam, aby należało koszt pieniądza obniżać jeszcze bardziej, bo sytuacja już jest niepokojąca. Tani kredyt oznacza niską stopę zwrotu z kapitału, a to z kolei oznacza brak bodźców do inwestowania w technologię i innowacje. Uważam wręcz, że należy powoli przywracać warunki, w których czynniki produkcji będą odpowiednio wynagradzane, czyli kapitał będzie coś warty.

[b]We wspomnianym komentarzu na temat danych za II kwartał oświadczył pan także, że hamujące ożywienie gospodarcze wpłynie ujemnie na dynamikę zysków spółek. Czy spodziewa się pan korekty na Wall Street? Część analityków twierdzi, że dzięki ograniczeniu kosztów amerykańskie spółki są w stanie poprawiać wyniki nawet w okresie dekoniunktury. [/b]

Według mnie warunki na Wall Street będą w dalszym ciągu charakterystyczne dla okresu powolnego wzrostu gospodarczego. W czasie, gdy USA wychodziły z recesji, na giełdach nastąpiło gwałtowne odbicie, ale w ostatnich miesiącach nie widać było dużego wzrostu indeksów. To prawda, że m.in. dzięki niższym płacom i niskim podatkom spółki były dotąd w stanie poprawiać zyski. Na dłuższą metę nie da się jednak uzyskiwać coraz lepszych wyników tylko dzięki tym czynnikom.

[b]Do niedawna się wydawało, że europejska gospodarka, m.in. z powodu kryzysu fiskalnego, nie nadąża za amerykańską, a nawet japońską. Tymczasem w ostatnich miesiącach w strefie euro rosły indeksy PMI i wskaźniki nastrojów konsumentów, podczas gdy w USA spadały. [/b]

Europa wciąż znajduje się w fazie silnego odbicia po recesji, podczas gdy USA mają ten etap już za sobą. Dlatego w II kwartale w strefie euro odnotowano zapewne przyspieszenie wzrostu, a w USA ożywienie traciło impet. Europejski cykl gospodarczy jest po prostu trochę opóźniony względem amerykańskiego. Poza tym kryzys zadłużeniowy w strefie euro przestraszył ludzi. Wszystkim się zdawało, że to kolejny etap rozpadu światowej gospodarki. Unia Europejska i MFW podjęły jednak szybkie i efektywne działania, aby ten kryzys ugasić. To doprowadziło do poprawy nastrojów Europejczyków.

[b]Czy to oznacza, że programy oszczędnościowe, które przyjęto w wielu krajach, nie będą miały negatywnych konsekwencji w postaci wolniejszego wzrostu gospodarczego?[/b]

Oczywiście, że będą miały, ale będzie to dostrzegalne dopiero w 2011 r. Dlatego w krótkim terminie możemy obserwować poprawę wskaźników zaufania konsumentów do gospodarki.

[b]Jakie są prognozy Conference Board dla strefy euro?[/b]

Już na początku roku mieliśmy bardzo ostrożne prognozy co do tempa wzrostu gospodarczego w eurolandzie. Zakładaliśmy, że w tym roku wyniesie on około 0,8–1 proc. (konsensus to 1,2 proc.). Gdy wybuchł kryzys fiskalny, nie zmienialiśmy tych przewidywań.

[b]Często się wskazuje, że odbicie wskaźników gospodarczych w strefie euro odzwierciedla głównie ożywienie w Niemczech. Czy ta nierównowaga nie jest powodem do niepokoju?[/b]

To prawda. Europejskie ożywienie w dużej mierze jest skutkiem odbicia w niemieckim eksporcie. Uważam jednak, że Francja także radzi sobie dobrze. To samo dotyczy krajów skandynawskich, Holandii oraz szeregu państw Europy Środkowo-Wschodniej. W zasadzie problemy ma głównie południowa Europa.

[b]Niemcy są często krytykowani za politykę gospodarczą. W tym tygodniu tezę, że Berlin szkodzi Europie, postawił na łamach jednej z niemieckich gazet George Soros. Najpopularniejszy zarzut brzmi, że stawiając na eksport i międzynarodową konkurencyjność, Niemcy okradają sąsiadów, zamiast pobudzić popyt wewnętrzny i w ten sposób pomóc reszcie Europy. [/b]

Niskim poziom konsumpcji jest w Niemczech problemem od ponad dekady. Dopiero w szczycie poprzedniego cyklu koniunkturalnego, w latach 2006–2007, dało się tam zauważyć pewne ożywienie wydatków konsumpcyj- nych. W dłuższej perspektywie ta tendencja będzie musiała powrócić. Europejscy konsumenci będą się musieli stać bardziej dynamiczni. Jest to niezbędny składnik równoważenia światowej gospodarki. Ale obecnie presja na konsolidację finansów publicznych w strefie euro i wysoka stopa bezrobocia powodują, że od europejskich konsumentów nie można zbyt wiele oczekiwać.

[b]Wielu ekonomistów sądzi jednak, że w Niemczech nie istnieje pilna potrzeba konsolidacji finansów publicznych. Jak tłumaczył Soros, promując w Europie restrykcyjną politykę fiskalną i opowiadając się za silnym euro, Berlin może wtrącić strefę euro w spiralę deflacyjną. Podziela pan ten pogląd?[/b]

Nie czytałem artykułu Sorosa, więc nie chcę się odnosić bezpośrednio do jego słów. W związku z powolnym wzrostem gospodarczym w Europie obawy deflacyjne są jednak uzasadnione. Z drugiej strony nie można zapominać, że są na świecie regiony, które rozwijają się dynamicznie. To może się przełożyć na wzrost cen dóbr produkcyjnych i surowców. W efekcie nawet w państwach rozwiniętych banki centralne nie mogą tracić zagrożenia inflacyjnego z oczu.

[b]Jako jeden z czynników, które nasilały w ostatnich miesiącach niepewność na rynkach finansowych, analitycy wymieniali działania chińskich władz, które próbują schłodzić tamtejszą gospodarkę, aby nie dopuścić do bańki na rynku nieruchomości. Czy faktycznie powinniśmy się tym niepokoić?[/b]

Uważam, że ograniczanie podaży kredytu w Chinach będzie miało wpływ przede wszystkim na tamtejszą gospodarkę. Już zresztą widać, że traci ona impet w porównaniu z poprzednim półroczem. Te zagraniczne spółki, które mocno korzystały na dynamicznym rozwoju Chin, z pewnością także na tym trochę ucierpią. Ale nie uważam tego za poważny problem.

Komentarze
Zamrożone decyzje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Co martwi ministra finansów?
Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów