Bezpośrednio po majowej obniżce sądziłem, że RPP poczeka z kolejną decyzją. Nie dziwi mnie jednak ta decyzja w świetle stagnacji gospodarczej i narastającej presji deflacyjnej.
GUS ogłosił wstępnie, że PKB w I kwartale wzrósł w ujęciu kwartalnym o 0,1 proc. po korekcie sezonowej po 0,0 proc. w IV kwartale 2012 r. To wzrost w zakresie błędu statystycznego. Kwartalna dynamika inwestycji w środki trwałe jest ujemna, a konsumpcji prywatnej oscyluje wokół zera i ratuje ją przyrost spożycia publicznego.
W kraju nie widać zarzewia przyszłych napięć inflacyjnych. Trudno je dostrzec także za granicą
Wcześniej GUS podał, że stopa inflacji CPI wyniosła 0,8 proc. r./r., zaś podstawowa miara inflacji bazowej – dynamika CPI po odliczeniu cen żywności i energii ustabilizowała się na wysokości 1 proc. r./r. Obie miary inflacji znajdują się poniżej dolnej granicy pasma wyznaczającego cel inflacyjny. Jeśli jeszcze popatrzeć na deflację cen produkcji przemysłowej i budowlano-montażowej. Presja inflacyjna osiągnęła szczyt w IV kwartale 2011 r. i od tamtej pory nieprzerwanie słabnie – wymowny pod tym względem jest wykres z 18 strony „Informacji GUS o sytuacji społeczno-gospodarczej kraju w kwietniu 2013 r.", który w tych felietonach rekomendowałem dawniej RPP jako argument za rewizją polityki opieszałego redukowania stóp procentowych. Dynamika płac jest nadal niska, mimo pewnej poprawy w ujęciu realnym od początku roku, ale to dzięki spadkowi dynamiki inflacji, a nie dzięki wzrostwi nominalnemu. Dynamika kredytu w gospodarce jest także niewysoka; podbija ją kredyt dla instytucji rządowych i samorządowych, a dynamika kredytu dla sektora prywatnego pozostaje mizerna. Podsumowując, w kraju nie widać zatem zarzewia przyszłych napięć inflacyjnych. Trudno je dostrzec także za granicą, skoro tempo aktywności gospodarczej w świecie jest niskie, co odbija się na ustabilizowaniu cen surowców po ich uprzedniej przecenie.
RPP odważniej diagnozuje sytuację niż poprzednio; oderwała się od projekcji inflacji z marca br., a sytuacja recesyjna wymaga szybkich działań, jeśli chce się pobudzić gospodarkę. Zwłaszcza że jest to praktycznie jedyny otwarty kanał. Pole do jej stymulacji przez politykę fiskalną jest bowiem niewielkie w związku z?trzymywaniem?ię deficytu w finansach publicznych powyżej 3 proc. PKB i długu publicznego bliskiego 60 proc. PKB. Jedyne, co można zrobić, to pozwolić działać automatycznym, a i tak ich działanie już spycha deficyt ze spadkowej ścieżki, zarysowanej w najnowszej aktualizacji programu konwergencji. Chyba że rząd rozważyłby rewizję tej ścieżki przesuwając datę osiągnięcia celu o rok, a może nawet dwa i? tym czasie ożywił inwestycje publiczne za cenę podwyższenia deficytu. Taka strategia byłaby raczej przychylnie przyjęta przez inwestorów finansowych, a wtedy koszty obsługi długu krajowego nie powinny ulec podwyższeniu. Taka podwójna strategia miałaby szanse doprowadzić do odbicia wzrostu gospodarczego. Jest jednak bardziej ryzykowna ze względu na niebezpieczeństwo przekroczenia przez dług publiczny progu 60 proc. zanim ten wzrost zacząłby?rzekładać się na redukcję deficytu.??tedy rząd mu-siałby?drożyć drastyczne?rocedury oszczędnościowe. Dla ostrożnych pozostaje zatem tylko dalsze rozluźnianie polityki pieniężnej, choć nie spodziewałbym się go już w lipcu. Jest bezpiecznie, bo inflacja gwałtownie nie podskoczy.