14 czerwca, w piątek, ukazał się w „Parkiecie" tekst mojego autorstwa o tym, że pracę w firmie straciła osoba będąca jedyną osobą do kontaktu z inwestorami i przez kilka dni zarząd nie wyznaczył nikogo, kto miałby ją zastępować. O tym fakcie zaalarmowali mnie sami analitycy, którzy zmartwili się, że od kilku dni nie mają do kogo zwrócić się z pytaniami dotyczącymi działalności spółki. Fakt ten potwierdziła rzeczniczka prasowa spółki, do której w czwartek 13 czerwca zwróciłam się z pytaniem – co dalej? Odpowiedziała mi, że na razie nic w tej sprawie nie wiadomo, że nie ma wyznaczonej osoby do relacji inwestorskich i nie wiadomo, jak to zostanie rozwiązane, a zwolnienia to część większego planu redukcji etatów w grupie. Uznałam, że to ważna informacja i tak powstał tekst, który ukazał się już następnego dnia. Ku mojemu zdziwieniu Ciech wystosował do nas pismo z żądaniem sprostowania tej informacji (ukazało się ono w sobotnim wydaniu). Bowiem właśnie 14 czerwca (spółka przekonuje, że był to czwartek), w dniu publikacji niepochlebnego dla spółki tekstu, zostały wyznaczone nowe osoby odpowiedzialne za relacje inwestorskie.
Czytaj i komentuj na blogu
Fakt, że spółka zdecydowała się na przywrócenie do życia działu IR odczytuję jako reakcję na naszą publikację. Bardzo mnie to cieszy, bo oznacza to, że rola mediów w naszym kraju wciąż jest znacząca. Ale jak to możliwe, że zarząd Ciechu zarzuca mi pisanie nieprawdziwych informacji? Jak może twierdzić, że zmiany personalne w spółce nie spowodowały utrudnień, a tym samym nie spowodowały braku kontaktu z interesariuszami? Przecież to sami interesariusze zwrócili się do nas w tej sprawie! Niebywałe jest dla mnie takie postępowanie zarządu i rzeczniczki Ciechu i stawia pod dużym znakiem zapytania jakość relacji spółki z inwestorami, analitykami i mediami.
Jest jeszcze jeden ważny aspekt tej sprawy. Postępowanie Ciechu to niebezpieczny precedens - niebezpieczny dla nas, dziennikarzy. Co się stanie, jeśli inne spółki pójdą tym śladem? Może się przecież zdarzyć, że po każdym niepochlebnym artykule będą zmieniać stan rzeczy i żądać od nas sprostowania. Ba, może okazać się, że po każdym telefonie od dziennikarza, jeszcze przed ukazaniem się tekstu, podejmą działania zmierzające do naprawy sytuacji, a rzecznik prasowy nie poinformuje dziennikarza, że stan rzeczy się zmienił, chociaż wie, że przygotowuje on artykuł na ten temat. Mam jednak nadzieję, że w pozostałych spółkach, zwłaszcza publicznych, relacje z mediami są uczciwe.