Wśród znajomych pytanych o to, czy wiedzą, ile im przybyło na koncie emerytalnym w OFE, wywoływałam zdziwienie. Jeżeli już ktoś się interesował otrzymywanymi informacjami o środkach znajdujących się na rachunku OFE, to raczej w tym kontekście, czy ZUS przesłał należne składki. Każdy z pytanych był jednak święcie przekonany o dobrodziejstwie przynależności do OFE oraz o tym, że lokowane tam pieniądze przynoszą spore zyski, a w przyszłości gwarantują wyższą niż z indywidualnego nawet subkonta w ZUS emeryturę.
[srodtytul]Mylący pierwszy rzut oka[/srodtytul]
Skłoniło mnie to do analizy raportów nt. środków znajdujących się na moim rachunku w OFE. Na pierwszy rzut oka zyski wypracowane przez OFE wyglądają bardzo dobrze: średnia roczna stopa zwrotu mojego funduszu od marca 2001 do marca 2009 r. liczona na podstawie zmiany wartości jednostek rozrachunkowych wyniosła 8,2 proc. i to pomimo najgłębszej bessy na rynkach akcji w okresie powojennym. Dalej jednak zaczynają się schody. Kwota wpłaconych do OFE składek emerytalnych jest bowiem pomniejszana o wartość prowizji i opłat przekazywanych do ZUS. Tym samym średnioroczny zwrot z moich składek emerytalnych wyniósł, po potrąceniu wszystkich opłat, 3,8 proc. Taka analiza nie uwzględnia jednak najważniejszego – rozkładu czasowego wahań koniunktury na rynkach akcji. Bessa na giełdzie w okresie tuż przed przejściem na emeryturę jest znacznie bardziej dotkliwa dla przyszłego emeryta niż bessa na początku oszczędzania w II filarze. Dzieje się tak, ponieważ łączna wartość zgromadzonego kapitału jest większa, co oznacza, że spadek wartości jednostek rozrachunkowych przekłada się na większą absolutną stratę. I tak też było w moim przypadku. Zamknięcie mojego konta w OFE w marcu 2009 r. oznaczało, że łączny zwrot ze składek emerytalnych już po potrąceniu prowizji wyniósł za okres dziewięciu lat 5,7 proc., co po sprowadzeniu do wymiaru rocznego (za pomocą wzoru na sumę szeregu geometrycznego) oznacza średnioroczną stopę zwrotu na poziomie 1,4 proc. (!). Jest to istotnie mniej niż średnia nominalna dynamika PKB w danym okresie (6,7 proc. r./r.), na podstawie której zgodnie z propozycjami rządu byłyby waloryzowane moje środki na subfunduszu w ZUS, ale również mniej niż średnia inflacja CPI (2,6 proc. r./r.). Tym samym w ujęciu realnym, czyli po uwzględnieniu spadku siły nabywczej pieniądza, stopa zwrotu z mojego kapitału emerytalnego zgromadzonego w II filarze wyniosła średniorocznie -1,2 proc. r./r.
[srodtytul]Potrzeba konkurencji[/srodtytul]
Z tego wynika, że proponowane przez rząd zmiany w systemie emerytalnym nie muszą oznaczać spadku przyszłych emerytur. Zaletą zmniejszenia części składki trafiającej do OFE jest ograniczenie ryzyka wynikającego z cyklicznych wahań cen na rynkach akcji i związaną z nimi możliwą bardzo niską stopą zwrotu w przypadku przechodzenia na emeryturę w okresie dekoniunktury. Co więcej, nie jest – moim zdaniem – konieczne równoczesne zwiększanie limitów OFE. Ponadto korzyścią dla przyszłych emerytur jest również zmniejszenie kosztów zarządzania kapitałem emerytalnym, ponieważ koszty księgowania składek na subkoncie w ZUS byłyby istotnie niższe od kosztów zarządzania ponoszonych obecnie przez OFE (w 2009 r. fundusze emerytalne pobrały prowizje o łącznej wartości 1,3 mld zł 1). Z kolei korzyścią dla bieżących i przyszłych podatników byłoby obniżenie kosztów zarządzania długiem publicznym,?w tym przede wszystkim kosztów obsługi?obligacji emitowanych na pokrycie transferów środków publicznych do OFE (zgodnie z obliczeniami dokonanymi na podstawie założeń zawartych w uzasadnieniu do ustawy o zmianach?w OFE spadek kosztów obsługi długu z tytułu?niższego przyrostu zadłużenia publicznego?po wprowadzeniu reformy wyniesie w 2020 r. 14,3 mld zł).