Zresztą po pozytywnym rozpoczęciu sesji ceny szybko spadły. Spadek trwał cały poranek, a ceny osiągnęły poziom niższy od wtorkowego minimum. Ponownie doszło do walki ok. 2250 pkt. Ceny nie przebywały tam zbyt długo. Podaż próbowała sprowadzić rynek niżej, ale nie były to poważne próby. Także popyt niespecjalnie się starał, co skutkowało pojawieniem się południowej konsolidacji.
Trwała ona sobie do chwili, gdy pojawiły się dane makro w USA. Wcześniej nasz rynek przyjął niemal z obojętnością nieco słabszą od prognoz dynamikę polskiej sprzedaży detalicznej oraz wartość niemieckiego wskaźnika Ifo. W obu wypadkach jest to reakcja zrozumiała. W sprzedaży różnica odczytu wobec prognozy nie była znaczna, a we wskaźniku Ifo była widoczna, ale jest to przecież wskaźnik badania ankietowego. Wskaźniki nastrojów w okresie dynamicznych zmian na rynkach finansowych nie są specjalnie wiarygodnym źródłem informacji. Rynki podeszły do spadku Ifo z pewną dozą zrozumienia.
No i przyszła godzina 14.30.
Opublikowano dane o zamówieniach na dobra trwałego użytku w USA. Spodziewano się, że wzrost zamówień wyniesie ok. 2 proc., ale już po uwzględnieniu środków transportu spadnie. Jednak wzrost wyniósł 4 proc., a po odjęciu środków transportu 0,7 proc.
Taka wiadomość wprawiła w ruch ceny. Rynki finansowe jakby tylko czekały na coś, co potwierdzi słowa części analityków, że gospodarce amerykańskiej wprawdzie nadal grozi wejście w fazę recesji, ale tej recesji na razie nie ma. To te dane skutecznie zmotywowały popyt. Dzięki temu druga część dnia wyglądała już znacznie lepiej. Ceny rosły. Ponownie wyszły nad poziom 2300 pkt. Dzień wcześniej taka sytuacja nie zmieniła nastrojów na długo. Wczoraj także udało się utrzymać ceny nad wtorkowym szczytem tylko przez chwilę, ale pocieszający jest wzrost liczby otwartych pozycji. Nawet w końcówce sesji ich nie ubyło, co sugeruje, że korekta wzrostowa nadal ma szansę się powiększyć.