W reakcji na tę informację błyskawicznie umocnił się dolar a akcje na giełdach poszybowały w górę. Czy jednak jest to powód do przesadnej radości?. Śmiem wątpić. W ten sposób światowi włodarze dali sobie tylko trochę czasu, a borykającym się ze spadającą wiarygodnością europejskim bankom kolejną porcję dolarów. Ruch ten wskazuje też jak bardzo poważna jest sytuacja i jak bardzo zdeterminowani są oni do obrony strefy euro.

Stare problemy pozostały. Bankructwo Grecji rynki finansowe wyceniają obecnie już na 100 proc. a tamtejszy rząd przyznaje, że w listopadzie może zabraknąć na wypłaty pensji. Co się stanie w takiej sytuacji nie trudno zgadnąć. Jak przed wakacjami Grecy wyjdą na ulice, znów zapłoną samochody i polecą szyby w sklepach. A to szybko może się przenieść na inne kraje jak Włochy czy Hiszpania.

Rozpad strefy euro nie jest tylko fantazją a staje się coraz bardziej realny. W tym kontekście słowa ministra Rostowskiego, który wprawdzie w anegdotycznej formie wspomniał o wojnie nabierają mniej anagdotycznego znaczenia.

Póki co jedynym beneficjentem dzisiejszej decyzji jest tzw. kapitał spekulacyjny (również banki) który na dzisiejszych ruchach cen zarobił krocie.