Wczoraj ponownie rynek znalazł się nad 2150 pkt. Tym razem był to skutek pomyślnego dla programu reform w Grecji wyniku tamtejszych wyborów. Dobre nastroje nie utrzymały się jednak zbyt długo. Krótko po rozpoczęciu notowań na rynku akcji zagościła słabość popytu. Nie było komu kupować, bo zabrakło impulsów. Szybko uczestnicy rynków doszli do wniosku, że wybory nie są dla Grecji punktem zwrotnym, bo utrzymanie się dotychczasowej koalicji jest jednocześnie sygnałem, że plan reform będzie realizowany (przynajmniej w większości, bo i tu słychać o konieczności renegocjacji części punktów). Nadal przed Grecją wiele wyrzeczeń, które z pewnością nie zostaną łatwo przełknięte przez greckie społeczeństwo. Dodatkowym elementem zniechęcającym do zakupów był wzrost rentowności obligacji hiszpańskich, który przypominał, że nie tylko Grecja jest powodem zmartwień.
Wczorajsze notowania rozpoczęły się wprawdzie pozytywnie, ale szybko do głosu doszła podaż. Z tego względu ponownie pojawiły się rozważania, czy to nie jest dobry moment dla większego spadku cen. Jeśli ten faktycznie się pojawi, to pierwszym wsparciem, które może skutecznie zatrzymać przecenę, będzie okolica luki 11 czerwca. Spadek do tej okolicy wydaje się być całkiem normalny i nie powinien zaskakiwać. To nie jest nawet połowa wcześniejszego wzrostu, a przecież osiągnięcie zniesienia ok. 50 proc. to normalna skala dla odreagowania.
O ile wczoraj na rynku nie było czym się zająć, to już dziś pojawią się informacje, które choć na krótko skupią na sobie uwagę uczestników rynków. O 11.00 poznamy niemiecki wskaźnik oczekiwań ZEW, a o 14.00 opublikowane zostaną dane dotyczącej polskiego rynku pracy w sektorze przedsiębiorstw. Chwilę później poznamy dane o podaży na amerykańskim rynku nieruchomości. Nie jest tego wiele, ale pozwoli choć na chwilę oderwać się od wałkowanej tematyki europejskich krajów PIIGS.