Należało więc przystąpić do akcji i kiepskie nastroje ze środowej końcówki zamienić w świetne nastroje w czwartek. Jakby na zawołanie członkowie Komitetu Otwartego Rynku wyprodukowali dyskusję, której protokół pozytywnie zaskoczył tych, którzy liczą na luzowanie ilościowe. Ceny akcji rosły. Warunki do wspomnianej kontry popytu były więc optymalne.
Zatem dlaczego zapału do zakupów starczyło tylko na początek sesji? Dlaczego później popyt nie zdołał utrzymać cen na wysokim poziomie, choć podaż nie była wcale duża? Odpowiedzi nasuwają się same. Zapału do zakupów nie było, bo nie ma już tych, którzy chcieliby po obecnych cenach kupować. A luzowanie? Czy to nie właśnie luzowanie było powodem letniej zwyżki? Jak zatem ten sam czynnik ma teraz stać za dalszymi zakupami?
Obraz wczorajszej sesji jest przygnębiający jeszcze z innego powodu. To już nawet nie chodzi o to, że popyt jest słaby. Wczoraj także podaż była słaba. Była słaba, bo nadal wielu graczy powątpiewa w to, że rynek wchodzi w fazę osłabienia. No to jak zachowają się ceny, gdy podaż stanie się większa? Jeśli ktoś liczy na to, że w takiej chwili pojawi się rycerz w lśniącej zbroi oraz z wypełnioną sakwą i zacznie skupować wyrzucane przez innych papiery, to się może przeliczyć.
Od dłuższego czasu na rynkach akcji niemal na całym świecie notowana jest niewielka zmienność. Warto sobie uzmysłowić, że ten okres powoli się kończy. Zamiast ruchów o 0-1 proc. przyjdą dni, na których zmienność będzie przekraczała 3 proc., a pewnie w pojedynczych przypadkach będzie to jeszcze więcej. Znowu w mediach zaczną się pojawiać „dramaty", „tragedie" i inne określenia dla zwykłej fazy spadków cen. Zwykłej, bo na rynku ceny także spadają i to zazwyczaj szybciej, niż wcześniej rosły. Ciekawe czasy nadchodzą.