Rynkom finansowym wystarczyło zapewnienie, że władze monetarne Unii Europejskiej zrobią wszystko, co można, aby uratować wspólną walutę. Wypowiedź tę inwestorzy i spekulanci uznali za zapowiedź wznowienia programu SMP, czyli skupu obligacji krajów zagrożonych bankructwem. Chodzi tu przede wszystkim o Hiszpanię i Włochy. Portugalia i Grecja dawno zniknęły z rynków jako emitent, Irlandia zaś dopiero nieśmiało próbuje na ten rynek wrócić.
Nie był to zresztą pierwszy raz, kiedy to rynki finansowe zaufały zapewnieniom polityków, że konieczne działania zostaną podjęte. Najczęściej zaufaniem obdarzani są politycy europejscy. Dziwnym zbiegiem okoliczności za oceanem preferuje się konkretne działania. Nie jest bez związku z tym jest fakt, że w ostatnich czterech kryzysowych latach PKB Stanów Zjednoczonych wzrósł o 1 proc., a strefy euro spadł o 0,7 proc. (i to wliczając RFN, której PKB wzrósł w tym czasie o 2,3 proc.). Wracając do sedna sprawy, coraz bardziej obecna krucha równowaga oparta jest na obietnicach. Można powiedzieć, że strefa euro trzyma się na słowo honoru, co brzmi znacznie lepiej niż „na ślinę i taśmę klejącą". Słowo honoru dało wielu polityków, co nie zmienia faktu, że jak na razie rynki finansowe mają tylko to.
Nie ulega najmniejszych wątpliwości, że Europejski Bank Centralny dysponuje środkami wystarczającymi do utrzymania rentowności zagrożonych krajów na bezpiecznym poziomie. Program skupu aktywów jest na razie zawieszony, ale może być uruchomiony w dowolnym momencie, i tak zresztą odczytali wypowiedź prezesa EBC uczestnicy rynków finansowych. Jako dysponujący prawem do emisji pieniądza może bank ten skupować obligacje Hiszpanii i Włoch praktycznie bez końca czy raczej aż do momentu, kiedy skupi już wszystkie. Do takiej sytuacji raczej nie może dojść. Gracze rynkowi, widząc determinację banku centralnego, będą woleli wstrzymać się ze sprzedażą obligacji, w przeciwnym bowiem razie mogliby być zmuszeni do ich odkupienia po wyższej cenie.
Niemcom nie uśmiecha się sytuacja, w której są liderem wspólnego obszaru walutowego funkcjonującego tylko dzięki dodrukowi pieniądza
Dlaczego, skoro to takie proste, EBC tego nie robi, a przede wszystkim, dlaczego takim działaniom przeciwni są Niemcy? Otóż nie jest to naród, który preferuje konstrukcje oparte na ślinie i taśmie klejącej. Istnieje bowiem całkiem poważna obawa, że skup obligacji doprowadziłby do zaniechania rzeczywistych działań w sferze nie tylko finansów publicznych, lecz także poprawy konkurencyjności. Już raz kraje to doprowadziły zaniechaniem swoje gospodarki do stanu, jaki możemy obserwować obecnie. Niemcy spożytkowali ten czas na umocnienie swojej pozycji. Nie uśmiecha im się sytuacja, w której są liderem wspólnego obszaru walutowego funkcjonującego tylko dzięki dodrukowi pieniądza. I znowu mamy kolejne słowo honoru. Tym razem dotyczy ono samego pieniądza, euro jest bowiem pieniądzem fiducjarnym, czyli opartym na słowie honoru emitenta. „Fiat money" jak określają to Anglosasi trawestując „Fiat lux" z Księgi Stworzenia. Oznacza to, iż wspólna europejska waluta jest warta tyle, co zaufanie do Europejskiego Banku Centralnego.