Faktycznie okazał się on znaczący. Kontrakty rozpoczęły dzień wzrostem o ponad 40 pkt. Luka na wykresie była duża. W takiej sytuacji zadanie minimum dla popytu było proste. Utrzymać poziomy cen z otwarcia. Samo otwarcie bowiem nie wymagało kapitału. Potwierdzeniem siły rynku jest zatem utrzymanie cen w sytuacji wymiany ognia między popytem a podażą. W piątek się to udało z nawiązką. Kupujący nie tylko zdołali utrzymać ceny nad poziomem otwarcia, ale również powiększyć skalę zwyżki.

Dzięki zakupom akcji (szczególnie KGHM i PKN) indeks WIG20 zbliżył się do poziomu 2450 pkt. Wszedł w strefę oporu, która zawiera się w przedziale 2400–2450 pkt. Jej górnym ograniczeniem jest szczyt z sierpnia ubiegłego roku. Jest to także górne ograniczenie ponadrocznego trendu bocznego. Gdyby doszło do pokonania tego poziomu, można byłoby mówić o poważnej próbie wyjścia naszego rynku z długoterminowego trendu bocznego. Byłyby wtedy podstawy techniczne do pozytywnej oceny rynku, a przynajmniej do poważnego rozważania scenariuszy wzrostu cen. Czy zwyżki cen są możliwe? Są, o ile miałaby się powtórzyć sytuacja z roku 2010, gdy uruchamiany był program luzowania w wersji drugiej. Taki scenariusz może być także rozważany, gdyby przyjąć, że trwające, a w Polsce rozwijające się spowolnienie gospodarcze, na rynku akcji przyjmie formę korekty w biegu, czyli na podobieństwo tej z lat 2004–2005. Taką opcję uważam za bardzo optymistyczną. Nie ma bowiem co ukrywać, że obecna sytuacja gospodarcza jest znacznie trudniejsza, a za wzrostem cen na rynku akcji stoją w dużej mierze oczekiwania i względy pieniężne, co nie daje silnych podstaw fundamentalnych do powtórki tego, co miało miejsce w połowie pierwszej dekady XXI w. Kluczem będzie opór i zachowanie cen w jego okolicy.