Zdaję sobie sprawę, że z punktu widzenia sprzedającego to inwestorzy instytucjonalni są ważniejsi. To oni przede wszystkim decydują o tym, czy cała oferta publiczna się powiedzie, czy nie i oczywiście w powyższym harmonogramie i procedurze nie ma żadnej sensacji. Tak było, jest i zapewne będzie.
Szkoda tylko, że jest to taki automat. Skoro tak się robi od zawsze, to z przyzwyczajenia stosuje się tę procedurę przy wszystkich kolejnych IPO. Czy ktoś się nad tym zastanowił, czy tak musi być?
A może by tak w ramach wyrównywania szans, ograniczania spekulacji i zmniejszania zlewarowania całego mechanizmu oferowania akcji, nakazać również instytucjom wpłatę środków w momencie budowania książki popytu, nie dając im żadnej pewności, że akcje otrzymają? Domyślam się, że żadna instytucja, podpierając się swoją niewiarygodną reputacją, nie zgodzi się na coś takiego. A przepraszam, inwestor indywidualny to co?
Wiem, wiem... utopia, nierealne itd. Szkoda tylko, że to przyzwyczajenie, że tak się robiło i będzie robić, powoduje, że duży może jedynie zadeklarować, a Ty drogi inwestorze indywidualny musisz gotówkę na wiele dni zamrozić.