Na ostatniej konferencji ministrów finansów i skarbu padło wiele sformułowań mocno wprowadzających opinię publiczną w błąd. Skomentujmy pięć z nich.
1. Akcje w posiadaniu Skarbu Państwa to „martwy kapitał".
Słowa o akcjach Skarbu Państwa jako „martwym kapitale" pojawiły się na samym początku wystąpienia ministra Budzanowskiego. Każdy, kto słuchał sobotniej konferencji, mógł w tym momencie wyobrazić sobie zakurzone papiery wartościowe bezproduktywnie leżące w jakimś depozycie. Jednak gdyby konsekwentnie o tym pomyśleć, to wszystkie akcje na świecie (ich łączna wartość w 2010 roku według MFW wyniosła 55,5 biliona dolarów) są właściwie martwe. Ich dotychczasowi właściciele mogliby je przecież sprzedać, co nie poskutkowałoby uszczupleniem kapitału przedsiębiorstw. Jednak z jakichś powodów większość z nich tego nie robi, zaś ci, którzy to czynią, znajdują — nie wiedzieć czemu — nabywców „martwego kapitału".
Nie miejsce tu na wyjaśnienia, czym dokładnie są akcje i czemu służą. Gdyby spróbować zamknąć całą wiedzę o rynku kapitałowym w jednym zdaniu, trzeba by chyba powiedzieć, że posiadacze akcji cieszą się dywidendami i zyskami kapitałowymi, rynek akcji zaś, który funkcjonuje dzięki temu, że różne podmioty handlują ze sobą tymi papierami, jest dla przedsiębiorców i managerów prawdziwą kopalnią informacji, kluczowych między innymi dla wyceny projektów inwestycyjnych.
Kapitał w posiadaniu Skarbu Państwa jest w pewnym sensie martwy tylko pod jednym względem. Daleko mu pod kątem ekonomicznej żywotności do kapitału prywatnego, który jest bardziej zmotywowany do osiągnięcia zysku i odporniejszy na naciski polityków. To przekonanie jest intelektualną podstawą toczącego się w Polsce od ponad dwudziestu lat procesu prywatyzacji. Niestety, tego minister skarbu nie miał na myśli.