Wydarzeniem wczorajszej sesji na Wall Street był zarówno spadek indeksów akcji, jak i przedwczesny wyciek raportu finansowego Google. Indeksy zaliczyły spadek, choć w przypadku indeksu przemysłowego Dow Jones oraz indeksu S&P500 skala tego spadku była stosunkowo mała. Pierwszy spadł o 0,06 proc., a drugi o 0,24 proc. Większą stratę zanotował za to Nasdaq, bo ten skurczył się o 1,01 proc. Ta różnica wynikała właśnie z tego drugiego wydarzenia – raportu finansowego Google. Spółka straciła 8 proc. (a chwilami przecena sięgała 10 proc.) po ujawnieniu wyników, które okazały się rozczarowujące. Raport miał pojawić się po zakończeniu regularnych notowań, ale jego robocza wersja została omyłkowo opublikowana wcześniej.

Słabość rynku można tłumaczyć raportem Google, ale być może nie był to jedyny czynnik, który zaważył na tym, że ceny się lekko ugięły. Właściwie nie chodzi o samo ugięcie, jak o fakt, że nie wzrosły, choć miały ku temu mocne argumenty. Raport o liczbie nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych okazał się słabszy od oczekiwań i ten nie nastrajał optymistycznie. Niemniej pojedynczy odczyt nie powinien zaprzątać głów inwestorów, co zresztą udowodnił poprzedni tydzień, gdy dane były zaskakująco dobre (niski odczyt). Inna sprawa, że nie jest wykluczone, że ta ubiegłotygodniowa niska wartość oraz wczorajsza wyższa od oczekiwań, mają wspólne źródło w jakimś błędzie. Warto zatem przyglądać się tendencji oraz średniemu odczytowi z kilku tygodni. To, na co wczoraj warto było zwrócić uwagę to fakt, że dobre dane, jakie pojawiły się o 16:00 naszego czasu właściwie zostały zignorowane. O ile wartość wskaźnika aktywności przemysłu w rejonie Filadelfii była tylko nieznacznie lepsza od oczekiwań, to bez echa przeszła wyraźnie lepsza od oczekiwań wartość indeksu wskaźników wyprzedzających. Rynek zignorował dobre dane? Tak nie zachowuje się rynek zdominowany przez kupujących. Może więc jest to kolejna przesłanka za tym, by przygotować się na fazę osłabienia.

Gdyby takie osłabienie pojawiło się już teraz na naszym rynku, jego konsekwencje mogłyby być przykre dla posiadaczy długich pozycji. Nadal twierdzę, że rynek miałby się lepiej, gdyby doszło choćby do próby pokonania szczytu z końca sierpnia ubiegłego roku. Tymczasem takiej próby nie ma. Wczoraj pojawiła się zwyżka, która zdołała podnieść ceny ponad poziom 2424 pkt., ale nic z tego nie wyszło. Dość szybko ceny wróciły na niższe poziomy. Nadal więc bliżej nam do wyjścia z miesięcznej konsolidacji dołem, a jeśli będzie ono skuteczne, spadek cen może przybrać skalę większą niż ok. 100 pkt.