Indeks przemysłowy Dow Jones zakończył wczorajszą sesję spadkiem o 0,94 proc. Zmiana indeksu S&P500 wyniosła -1,22 proc., a indeksu Nasdaq -1,42 proc. Przypomnę, że te spadki mają miejsce tu po tym, jak dzień wcześniej rynek wykonał ruch w dół o średnio ponad 2 proc. Zatem nie można tego podejść, jako do zmian bez znaczenia.
Co do powodów tego osłabienia, to zapewne czynników jest wiele. Wątpię, czy faktycznie akurat osławiony „fiskalny klif" ma tu znaczenie przewodnie, choć pewnie u wielu uczestników rynku perspektywa dostosowania amerykańskiego budżetu na kwotę 600 mld dolarów jest czymś niepokojącym. Pytanie, czy faktycznie tego dostosowania da się uniknąć. Jeśli bowiem nie teraz, to będzie musiał przyjść czas, gdy nabrzmiały bąbel długu trzeba będzie usunąć. Można te osłabienie odczytać jako dostosowanie rynku do sytuacji. Skoro czasu na uniknięcie tego budżetowego dostosowania jest coraz mniej, a nie widać, na razie sygnałów, by obie partie się w tej kwestii dogadały, to trzeba uznać, że prawdopodobieństwo uruchomienia automatycznych narzędzi budżetowych narasta. Moim zdaniem pytanie nie brzmi, czy rynek osłabi się w związku z możliwością wystąpienia tego tąpnięcia wynikającego ze skokowego podniesienia podatków i cięcia części wydatków, ale jakie to może mieć konsekwencje dla rynku akcji. Spokojnie wyobrażam sobie sytuacje, gdy ceny do końca roku będą się obniżały, a na początku przyszłego, gdy klif stałby się faktem, w fazie emocji wyznaczyłyby dołek. Te 600 mld nie załamie rynku akcji, a jedynie go lekko osłabi. Trzeba pamiętać, że nadal mamy do czynienia z programem skupu aktywów dokonywanego przez Fed. Zresztą w dłuższej perspektywie podjęcie działań ograniczających narastanie zadłużeniu wyszłoby Ameryce na dobre, choć pewnie w krótkim miałoby to negatywne konsekwencje.
Patrząc na zmiany na naszym rynku trzeba pamiętać, że ostatnim sygnałem, który miał znaczenie, było wyjście z miesięcznej konsolidacji. Ceny później już nie zdołały się podnieść do jej poziomu. To sugeruje, że rynek znajduje się w fazie spadku, który na razie uznajemy za korektę letniej zwyżki. To byłaby opcja optymistyczna. Najbardziej optymistyczną w chwili obecnej byłaby koncepcja zatrzymania rynku w okolicy 2250-60 pkt. Trzeba jednak pamiętać, że równie dobrze ceny mogą spaść niżej. Po pierwsze dlatego, że rozpoczęty trend spadkowy nie trwa do chwili osiągnięcia poziomu wsparcia, ale do chwili pojawienia się sygnału zmiany trendu. Po drugie, rynek nadal przebywa w zakresie ponad rocznej konsolidacji i równie dobrze może teraz poruszać się z celem przy jej dolnym ograniczeniu.