Notowania rozpoczęły się od niewielkiego wzrostu cen, ale szybko ta zwyżka została zniwelowana. Później do głosu doszła podaż. Sprzedającym nie było trudno przejąć inicjatywy, gdyż poziom aktywności graczy był bardzo niski. Tym samym niewielka ilość wystawionych na sprzedaż akcji negatywnie wpływała na wyceny poszczególnych spółek, a tym samym na indeks i oczywiście kontrakty terminowe na ten indeks. Z technicznego punktu widzenia rynek wykonał wczoraj ruch, którego przypuszczalnym celem jest skonfrontowanie się z poziomem minimum z końca czerwca. W samej konfrontacji nie ma nic złego. Rynek miałby okazję przejść test siły kupujących oraz determinacji sprzedających. Ten potencjalny test dotychczasowego minimum spadków miałby poważne znaczenie. Nie chodzi tu tylko o to, czy kursy dałyby radę powrócić nad poprzednie minimum, choć naturalnie to także jest istotne. Jeśli jednak dołek będzie atakowany, a rynek w krótkim czasie zdoła się podnieść, to ostatni lokalny szczyt może stać się poziomem odniesienia dla zmiany nastawienia z neutralnego na pozytywne. Co taka zmiana mogłaby oznaczać? Że jest szansa na wzrost do okolicy szczytu z marca, a gdyby wzrost ten był dynamiczny, to ponownie można byłoby rozważać powrót do długoterminowego trendu wzrostowego.