W ubiegłym tygodniu pisałem o możliwych negatywnych konsekwencjach przyjęcia wariantów zmian w systemie emerytalnym zaproponowanych przez rząd przed wakacjami. Dla przypomnienia – przejęcie od OFE obligacji skarbowych uczyni ich portfele na tyle agresywnymi, że (wobec braku możliwości dywersyfikacji ryzyka) przy następnym kryzysie finansowym ich wartość drastycznie spadnie, w pełni tłumacząc społeczeństwu, dlaczego należy zlikwidować OFE i przekazać całość środków emerytalnych w ręce ZUS. Natomiast wariant „dobrowolności" będzie oznaczać w praktyce przejście blisko 100 proc. przyszłych emerytów do ZUS (szczegółową argumentację dla przyjęcia takiego założenia przedstawiłem i nikt – niestety – jej nie podważył), co będzie się wiązać z wieloma problemami natury proceduralnej (związanych głównie z nabywaniem znacznych pakietów akcji) i nacjonalizacją kilkudziesięciu spółek.
Analiza wariantów
Powstaje pytanie, czy wobec tego są inne możliwości rozwiązania problemu, przed którym stoi rząd (czyli złej sytuacji finansów publicznych) przy mniejszym negatywnym oddziaływaniu na rynek kapitałowy, sytuację gospodarczą i przyszłych emerytów? Moim zdaniem są. Należy przede wszystkim rozważyć gruntownie opcję rezygnacji z zaproponowanych zmian oraz inne pojawiające się koncepcje.
Wariant utrzymania status quo pozornie wydaje się nie do zrealizowania – wszak dowiedzieliśmy się tak wiele o zagrożeniach finansów publicznych i konieczności modyfikacji II filaru jako jedynej deski ratunku, że trudno to podważyć. Warto jednak nadmienić, że dotychczas publikowane informacje koncentrowały się na samych korzyściach z ograniczania roli OFE, nie uwzględniając kosztów, które przecież byłyby niemałe. Poza przedstawionym w ubiegłotygodniowym tekście dramatycznym wpływem na rynek kapitałowy i – w konsekwencji – na całą gospodarkę, zafundowalibyśmy sobie olbrzymie problemy natury prawnej (kwestie zgodności przyjętych rozwiązań z regulacjami krajowymi i unijnymi) i politycznej (ciekawy oręż podczas 2-letniej kampanii wyborczej). Może też się zdarzyć, że zaproponowane zmiany nie uzyskają wymaganej większości w parlamencie, a to byłaby dużo większa porażka niż wycofanie się już na obecnym etapie, które możne być pozytywnym efektem rzeczywistego dialogu rządu ze społeczeństwem i wsłuchiwania się w racjonalne argumenty. W związku z powyższym, być może jednak lepszym rozwiązaniem będzie zaniechanie zaproponowanych zmian (zwłaszcza że nowelizacja budżetu czyni kwestię bieżących finansów publicznych mniej palącą) i skoncentrowanie się na kwestiach rzeczywiście dla systemu emerytalnego istotnych: modyfikacja I filaru (dalsze działania na rzecz uczynienia go bardziej sprawiedliwym, zwłaszcza w kontekście wieku emerytalnego), ulepszenie II filaru (rozszerzenie katalogu dopuszczalnych inwestycji, wielofunduszowość, zmiana benchmarku, kwestia opłat) i rozwój III filaru (wprowadzenie prostego produktu i zachęt do jego stosowania).
Inżynieria na obligacjach
Kolejny wariant to próba rozwiązania (czy raczej przesunięcia na przyszłość) bieżących problemów finansów państwa przy minimalnie negatywnym wpływie na rynek finansowy i gospodarkę. Takim rozwiązaniem mogłaby być modyfikacja wariantu „obligacyjnego". Polegałaby na tym, że Skarb Państwa mógłby przejąć od OFE obligacje skarbowe, co dawałoby natychmiastowy zastrzyk 120 mld zł w obligacjach i długoterminowe oszczędności z uwagi na ograniczenie wysokości składki odprowadzanej do OFE o kilka mld zł rocznie (kwoty dotychczas inwestowanej w obligacje skarbowe; ok. 43 proc. składki odprowadzanej do OFE). Jednak państwo nie przejęłoby tych obligacji za darmo, tylko dokonałoby ich konwersji w inny instrument, który nie byłby zaliczany do statystyk długu publicznego. Takim instrumentem mogłoby być zobowiązanie ZUS wobec OFE (a pośrednio – wobec przyszłych emerytów), podobnie jak dziś zobowiązania ZUS wobec emerytów wymykają się statystykom długu publicznego. Dzięki temu skład portfela OFE byłby podobny do obecnego (tyle tylko, że obligacje skarbowe zastąpilibyśmy zobowiązaniem ZUS o tożsamej strukturze przepływów pieniężnych, tyle że obarczonych większym ryzykiem), ale od tej części portfela OFE nie pobierałyby opłat.
Oczywiście taka inżynieria finansowa nie jest pozbawiona wad. Na papierze możemy sobie napisać, że zjemy ciastko i będziemy mieć ciastko, nawet jeśli na to ciastko nie mamy pieniędzy. Ale w praktyce to dziś zjedzone ciastko (a tak naprawdę niewyobrażalnych rozmiarów tort) kupujemy na kredyt, od którego przyjdzie nam w przyszłości zapłacić odsetki. A to ciastko, które nam zostanie na przyszłość, będzie gwarantowane wyłącznie obietnicą rządu, który będzie u władzy, kiedy my będziemy na emeryturze. Tort o wartości 120 mld zł w czasie kampanii wyborczej niekoniecznie zostanie rozdysponowany w najlepszy możliwy sposób – należy się spodziewać, że najwięcej dostaną nie ci, którzy obiektywnie powinni, ale ci, którzy będą najgłośniej krzyczeć. Ponadto, wariant ten daje możliwość dodatkowego zadłużania się państwa, z czego politycy we wszystkich krajach skrzętnie korzystają, więc dlaczego u nas miałoby być inaczej? Wydaje się jednak, że w obecnych realiach gospodarczych i politycznych wypracowanie lepszego rozwiązania nie będzie możliwe.