Na domiar złego sporą część aktywności skupił na sobie KGHM, którego cena spadała w wyniku osłabienia na rynku miedzi. Spadek wyceny spółki skupił na sobie uwagę graczy. Można podejrzewać, że gdyby nie ten ruch, to poziom obrotu byłby jeszcze mniejszy.

Na poziom aktywności nie ma co narzekać, bo niski obrót na początku tygodnia nie jest niczym szczególnym. Pytanie, jak w takim razie odnieść się do zmian cen, gdy nie są one poparte obrotem. Z ostrożnością i bez większych emocji. Czy odbicie indeksu WIG20 od okolic 2360 pkt definitywnie zakończyło korektę wzrostową? Taka ewentualność jest całkiem możliwa, choć raczej nie zadecyduje o tym ostatnia zmiana cen. Wydaje mi się, że warto liczyć się z tym, że popyt będzie jeszcze próbował powalczyć o swoje. Mamy przecież za sobą próbę wzrostu, która nie do końca została do tej pory zanegowana.

O ile jednak popyt może powalczyć w krótkim terminie, o tyle na razie w terminie średnim górą pozostaje podaż. To właśnie niedźwiedzie wciąż mają przewagę i szansę na to, by sprowadzić rynek pod dołek z grudnia. Z punktu widzenia długiego terminu będzie to okazja, ale dopiero wtedy, gdy dołek zostanie wykreślony. Na razie nie ma podstaw do tego, by ogłaszać zakończenie fazy spadków. Popyt jeszcze nie pokazał minimum, czego się od niego w takich razach wymaga.