Choć ostatnie zawirowania na rynkach finansowych w większości przypisuje się spowalniającej gospodarce Chin, to nie sytuacja na Dalekim Wschodzie, ale w Stanach Zjednoczonych skupia dziś uwagę inwestorów. W ciągu ostatnich kilku tygodni nastąpiła istotna zmiana postrzegania perspektyw koniunktury w USA.
Pojawiające się nieśmiało w połowie IV kwartału sygnały osłabienia wskaźników wyprzedzających na przełomie roku zostały potwierdzone lub wzmocnione. Dylematem stało się od teraz nie to, jak silne będzie ożywienie, ale jak bardzo w nadchodzących kwartałach gospodarka zwolni i czy wpadnie w recesję, czy też uda się tego uniknąć.
Wszystko przez przemysł, gdzie rozbudowywany w ostatnich latach sektor wydobycia surowców energetycznych z łupków przez silny spadek cen ropy naftowej został zmuszony do zahamowania swej ekspansji. Ucierpiały na tym gałęzie współpracujące. Do tego dołożył się opóźniony efekt umocnienia dolara.
Nastąpił spadek zamówień (szczególnie duży eksportowych), wzrosły zapasy, obniżono ceny sprzedawanych produktów i spadły zaległości w wykonywanych zamówieniach (backlogs). W skali całej gospodarki zaobserwowano znaczne obniżenie tonażu przewozów kolejowych. Od stycznia deklarowany jest mniejszy popyt na pracę. Problemy zostały uwidocznione w subiektywnych ocenach menedżerów logistyki (indeksy ISM i PMI) najpierw przemysłu (spadły poniżej bariery 50 pkt), a ostatnio także branż pozaprzemysłowych. Sygnały generowane przez wskaźniki wyprzedzające zaczynają się ujawniać już w danych ze sfery realnej.
Na zmieniające się uwarunkowania szybko zareagowały rynki finansowe. Przecenione zostały akcje na giełdzie w Nowym Jorku (sama w sobie jest wskaźnikiem wyprzedzającym), wzrosły premie za ryzyko (wyższe rentowności obligacji i bonów korporacyjnych), spłaszczyła się krzywa dochodowości, wzrósł indeks „strachu" (VIX).