Kroczący stop-loss, czyli sygnał, kiedy sprzedać akcje

Prezentujemy trzy metody obliczania tzw. ruchomej linii obrony. Spadek kursu poniżej niej jest dla doświadczonych traderów wskazówką do zamknięcia pozycji

Aktualizacja: 19.02.2017 00:19 Publikacja: 26.07.2012 13:00

Kroczący stop-loss, czyli sygnał, kiedy sprzedać akcje

Foto: GG Parkiet

Kiedy sprzedać akcje, kiedy uciąć straty, kiedy zrealizować zyski? Tego typu pytania często zaprzątają myśli aktywnych traderów. Moment zamknięcia pozycji bywa niekiedy nawet ważniejszy niż moment jej otwarcia. Wystarczy przypomnieć wydarzenia z minionego roku. Patrząc na wykres WIG, można się łatwo przekonać, że praktycznie nie miało żadnego znaczenia to, czy akcje kupiliśmy w styczniu, lutym czy też lipcu. Najważniejsze było w ostatecznym rozrachunku to, czy zdążyliśmy się ich pozbyć jeszcze przed gwałtowną sierpniową wyprzedażą.

Jednym ze sposobów określenia tego, czy nadszedł najwyższy czas na zamknięcie pozycji, jest technika tzw. kroczącego stop-loss (trailing stop) czy też kroczącej (ruchomej) linii obrony. Jest to ulubiona metoda traderów podążających za trendem z tego względu, że idealnie pasuje do przyświecającej im słynnej maksymy: „ucinaj straty i pozwól rosnąć zyskom".

Sposobów ustalania kroczących linii stop teoretycznie jest mnóstwo. Na dobrą sprawę można by tu nawet wykorzystać zwykłe średnie kroczące. Istnieją jednak lepsze techniki. Poniżej omawiamy wybrane metody, które mają jedną cechę wspólną – dotyczą zmienności notowań. Ogólna reguła jest prosta. Pozycja jest zamykana wówczas, gdy pojawi się ruch notowań o kierunku przeciwnym do oczekiwań tradera, a siła tego ruchu będzie przekraczała zwykły, typowy dla danego trendu, zakres wahań kursu. Czyli innymi słowy, kiedy pojawi się ruch, który będzie tak silny, że będzie można domniemywać, iż jest czymś znacznie niebezpieczniejszym niż zwykła „korekta w biegu".

[email protected]

Prosty procentowy „stop"

Często przy okazji turbulencji rynkowych usłyszeć można zapożyczone z dojrzałych rynków stwierdzenie, że kiedy indeks giełdowy spada o 20 proc., oznacza to początek bessy. Tego typu założenie mówiące, że wyjątkowo duży spadek jest oznaką zmiany trendu na zniżkowy, leży u podstaw koncepcji procentowej linii stop-loss. Pomysł jest wręcz banalnie prosty, aczkolwiek nie sposób odmówić mu pewnej skuteczności.

Linię oblicza się w dwóch etapach. Pierwszy krok to odjęcie założonego z góry procentu od ostatniego kursu zamknięcia. W ten sposób uzyskujemy linię, która wiernie naśladuje trend wzrostowy, idąc w górę w ślad za notowaniami.

Problem jest jednak taki, że taka linia nigdy nie zostanie przebita, bo po każdym spadku także idzie w dół (pod uwagę nie bierzemy kursów w ciągu sesji, a jedynie zamknięcia).

Z problemem tym można sobie jednak bardzo łatwo poradzić. Wystarczy założyć, że linia nie może cofnąć się poniżej swej wartości maksymalnej w ramach danego trendu. Dzięki temu prostemu założeniu otrzymujemy schodkową strukturę podążającą w górę za kursem. Akcje należy sprzedać wówczas, gdy kurs na zamknięciu spadnie poniżej linii, sygnalizując zmianę trendu.

Oczywiście może się zdarzyć, że potem notowania jak na złość zaczną rosnąć, ale taki jest już urok każdej strategii podążania za trendem – przyszłości nie da się przewidzieć, można na nią tylko reagować.

Pozostaje oczywiście jeszcze pytanie, jaki konkretnie procent przyjąć przy obliczaniu linii stop-loss. Podobnie jak w przypadku wszystkich wskaźników technicznych nie ma tu uniwersalnej odpowiedzi. Wiele zależy od specyfiki danego waloru, czyli np. szybkości trendów i głębokości korekt.

Biorąc pod uwagę widoczny powyżej wykres kontynuacyjny notowań kontraktów terminowych na WIG20 można ogólnie stwierdzić, że rozsądne jest zastosowanie linii bazującej na parametrze od 10 procent (dla średnioterminowych trendów), do 20 procent (dla długoterminowych tendencji).

Linia obrony oparta na ATR (ATR Trailing Stop)

Z opisanym obok procentowym poziomem stop-loss jest taki problem, że ów procent można ustalić raczej intuicyjnie lub na bazie eksperymentowania z różnymi wartościami.

Welles Wilder, legendarny analityk techniczny, o którego wynalazkach pisaliśmy w minionych tygodniach, wpadł na nieco inny pomysł. Zamiast ustalać odgórnie sztywny procent, zaproponował odniesienie się w obliczeniach do aktualnej zmienności notowań. W grę wchodzi tu opisywany przez nas wcześniej i często stosowany przez traderów wskaźnik ATR (Average True Range). To niejedyny pomysł Wildera. Zaproponował on również, by linię stop-loss tworzyć nie na podstawie ostatniego poziomu zamknięcia, lecz na bazie ostatniego szczytu trendu wzrostowego (w cenach zamknięcia).

Załóżmy, że kurs interesującego nas instrumentu ustanawia regularnie nowe maksima. Każde takie maksimum jest punktem wyjścia do dalszych obliczeń. Służy ono za swoisty punkt zaczepienia, od którego zależy poziom ruchomej linii obrony.

Linia ta znajduje się zawsze w odległości równej wielokrotności ATR od wspomnianego maksimum. Wilder zalecał stosowanie przelicznika równego 3. Innymi słowy, jeśli kurs spadnie o więcej niż trzykrotność ATR od ostatniego szczytu, najwyższy czas zamknąć pozycję, inkasując papierowe zyski.

Na wykresie widać, jak zbudowana w ten sposób linia spisywałaby się w przypadku notowań akcji Eko Export, jednej z gwiazd giełdy ostatnich kilkunastu miesięcy. Przy obliczeniach przyjęliśmy zgodnie z wytycznymi Wildera, że pod uwagę bierzemy wyłącznie kursy zamknięcia, ignorując wydarzenia w trakcie sesji. Jak widać, „zawieszona" na szczytach trendu linia gorliwie podążała w górę za zwyżką kursu, sygnał sprzedaży dając dopiero wówczas, gdy tendencja wzrostowa uległa poważnemu wyhamowaniu.

Niekiedy wraz ze spadkiem notowań i jednoczesnym wzrostem zmienności linia Wildera cofa się, czyli przesuwa się w dół.

Nie wszyscy traderzy się na to godzą, bo przecież oznacza to zmniejszenie zysków, które wydawały się wcześniej „zaklepane". Rozwiązanie jest identyczne jak w przypadku procentowej linii stop-loss. Wystarczy założyć, że linia nigdy nie może cofnąć się poniżej swojej maksymalnej wartości w ramach danego trendu zwyżkowego.

Kanały Keltnera

Pierwotna wersja tego wskaźnika powstała w dość zamierzchłej przeszłości – ponad 50 lat temu. Mimo to jego wartość jest ponadczasowa i dzięki temu jest ciągle stosowany przez traderów. Twórca tej koncepcji Chester Keltner za punkt wyjścia przyjął zwykłą średnią kroczącą z dziesięciu sesji. Co ciekawe, średnią liczył nie na podstawie cen zamknięcia, tak jak to zwykle czyni się obecnie, lecz przy wykorzystaniu tzw. ceny typowej (oblicza się ją jako średnią z kursów zamknięcia, najwyższego i najniższego). Kanał Keltnera powstaje poprzez dodanie (górna linia) i odjęcie (dolna linia) używanej przez tego eksperta miary zmienności, będącej niejako pierwowzorem ATR (w czasach Keltnera pojęcie ATR nie było jeszcze znane – stworzył je dopiero prawie 20 lat później wspomniany już Welles Wilder). Zmienność była obliczana jako 10-sesyjna średnia z dziennego zakresu wahań rozumianego jako różnica między dziennym maksimum i minimum.

Jak łatwo sprawdzić, w takiej wersji kanał Keltnera jest zaprojektowany na wyłapywanie trendów znacznie krótszych niż linia Wildera. Jest to jednak przede wszystkim głównie kwestia ustawienia parametrów wskaźnika. Wydłużenie średniej kroczącej, na której bazują linie kanału, automatycznie odsuwa je od bieżącego kursu, czyniąc je mniej wrażliwymi na przejściowe wahania.

Na powyższym wykresie widać kanał z mocno wydłużoną średnią (z 40 sesji). Jednocześnie można zauważyć, że o ile linia Wildera porusza się skokowo (a wielkość tych skoków zależy od poziomu nowych szczytów trendu), to kanał Keltnera jest dużo bardziej wygładzony, co jest konsekwencją kształtu wykresu średniej kroczącej.

Z czasem pojawiła się bardziej współczesna wersja tego wskaźnika, spopularyzowana przez Lindę Raschke, cieszącego się sukcesami tradera z rynku terminowego.

Po jej modyfikacjach kanał Keltnera bazuje na 20-sesyjnej średniej wykładniczej z cen zamknięcia (o cenie typowej nie ma tu już mowy), wokół której oscylują linie oddalone o 2,5-krotność standardowego ATR.

Inwestycje
Akcje GameStop, AMC czy Reddit. Polacy rzucili się na akcje memiczne
Inwestycje
Sobiesław Kozłowski, Noble Securities: Bal na giełdach trwa. Dobry moment do zmiany struktury portfela
Inwestycje
Piotr Kaźmierkiewicz, BM Pekao: Najciekawsza część hossy przed nami
Inwestycje
Dorota Sierakowska, DM BOŚ: Złoto z perspektywą na kolejne rekordy
Inwestycje
Kacper Nosarzewski, 4CF: W poszukiwaniu czarnych łabędzi
Inwestycje
Amerykańskie akcje większy zysk przynoszą w okresie od listopada do kwietnia