Jak opanować emocje podczas inwestowania na giełdzie?

Profesor Tomasz Zaleśkiewicz | Z psychologiem biznesu z Uniwersytetu SWPS we Wrocławiu, rozmawia Piotr Zając.

Aktualizacja: 06.02.2017 17:29 Publikacja: 16.10.2015 06:00

Jak opanować emocje podczas inwestowania na giełdzie?

Foto: Archiwum

Finanse behawioralne opisały wiele pułapek myślowych, które uniemożliwiają inwestorom giełdowym obiektywną ocenę sytuacji i prowadzą do podejmowania złych decyzji. Skoro więc znamy listę owych pułapek (błędów poznawczych), czy możemy nauczyć się ich unikać?

Nie ma gotowych recept pozwalających unikać tego typu błędów. Świadomość, że człowiek je popełnia, i wiedza o mechanizmach nimi rządzących może być jednak pomocna. Są dowody pokazujące, że jeśli uświadomi się ludzi, że w pewnych okolicznościach mają skłonność do popełniania określonego błędu, to prawdopodobieństwo jego powtórzenia w przyszłości spada. Ale nie czarujmy się – nigdy nie wyeliminujemy ich całkowicie.

Weźmy na przykład efekt dyspozycji, który sprawia, że ból związany ze stratą jest znacznie większy niż radość związana z zyskiem. To często prowadzi do tzw. overtradingu – po pierwszej stracie chcemy bardzo szybko wyjść na zero i zawieramy zbyt dużo transakcji prowadzących zazwyczaj do bankructwa. Czy zdając sobie sprawę z takiej pułapki, inwestor może racjonalniej zareagować na pierwszą stratę?

Wszystkie efekty psychologiczne, które są następstwem awersji do strat, są szczególnie dotkliwe i bardzo trudno je wyeliminować. Wynika to z faktu, że ta awersja ma bardzo podstawowe, ewolucyjne korzenie. Są rozmaite badania z pogranicza psychologii i neurologii pokazujące, że reakcja mózgu na negatywny bodziec jest znacznie silniejsza niż na pozytywny. Można więc powiedzieć, że jesteśmy ewolucyjnie przystosowani do tego, by w sytuacjach zagrożenia reagować znacznie silniej.

Czy możemy nad tym zapanować? Wydaje mi się, że jeśli zdamy sobie sprawę ze swoich naturalnych reakcji, to będziemy mogli przewidzieć ich następstwa. To z kolei zwiększa nasze szanse, że w odpowiednim momencie zidentyfikujemy pułapkę i jej unikniemy. Nie zawsze się to uda, ale na pewno zwiększamy swoje szanse. Trzeba więc przygotować na wypadek straty plan, który pozwoli nam się z nią oswoić i nie doprowadzi do jej powiększenia.

Dochodzimy więc do wniosku, że receptą może być identyfikacja problemu i dostosowanie do niego planu działania. Kłania się więc odwieczna rada giełdowych guru, by każdy miał swoją strategię i twardo się jej trzymał. Problem w tym, że w praktyce ludzie rzadko trzymają się planu. Do gry wchodzą bowiem inne błędy poznawcze, wynikające na przykład z przerośniętego ego czy nadmiernego optymizmu.

Niestety, ale taka jest nasza natura i musimy to zaakceptować. Zawsze mogą się pojawić dodatkowe pokusy, które sprawią, że będziemy odchodzić od naszego planu. Żadna inwestycja nie jest taka sama i pewne okoliczności, nieuwzględnione w planie, mogą sprawić, że od niego odejdziemy. Żadna strategia nie gwarantuje uniknięcia błędów. To jednak nie przekreśla sensu ich tworzenia.

Jednym z zasadniczych problemów, które mają ludzie, jest fakt, że nie lubimy akceptować błędów. W przypadku inwestowania prowadzi to często do tego, że gdy jakaś metoda raz się nie sprawdzi, to od razu ją porzucamy. Jest to, niestety, złe podejście. To jest trochę tak jak z rzucaniem palenia. Jeśli ktoś jest w trakcie wychodzenia z nałogu i zdarzy mu się na imprezie zapalić jednego papierosa, to przecież nie przekreśla jego szans na wyleczenie. Jedno odejście od planu nie stanowi o jego nieskuteczności.

Czy w radzeniu sobie z emocjami znaczenie ma osobowość? Innymi słowy, czy pewne cechy charakteru pomagają w radzeniu sobie z błędami poznawczymi?

Jeśli chodzi o reakcje emocjonalne, to nie ma wątpliwości, że ludzie się od siebie bardzo różnią. Są typy osobowości/temperamentu, które reagują na pewne zjawiska bardziej emocjonalnie niż inne. Tak jest na przykład w przypadku neurotyków. Dla nich strata finansowa to tak, jakby zawalił się świat. Z kolei w reakcji na zysk mogliby popadać w przesadną euforię. W obu przypadkach reakcje z pewnością nie sprzyjają podejmowaniu racjonalnych decyzji. Dlatego osoby mniej neurotyczne będą sobie lepiej radziły na giełdzie.

Niektóre teorie mówią, że osoby z większą skłonnością do ryzyka częściej odnoszą sukcesy. Czy to może oznaczać, że na giełdzie lepiej będą sobie radzić osoby lubiące ryzyko?

Na rynku jest tak, że ryzyko jest dodatnio skorelowane z zyskami, więc ci, którzy mają mniejszą do niego awersję, mogą zarobić więcej. Pamiętajmy jednak o tym, że mogą oni równie dużo stracić, ponieważ działają w warunkach wysokiej wariancji. Zgodzę się jednak z tym, że osoby bardziej lubiące ryzyko reagują mniej emocjonalnie na możliwość poniesienia straty. Z moich badań wynika, że gdy ludzie chętnie podejmujący ryzyko znajdą się w sytuacji ryzykownej, to jest mniejsza szansa, że w ich głowach pojawią się negatywne scenariusze. W związku z tym nie reagują lękowo i mają szansę więcej zarobić. Z tych samych badań wynika, że osoby z awersją do ryzyka łatwo tworzą w głowie złe scenariusze. Obawiają się bankructwa i przez to powstrzymują się od podejmowania gry. Jeśli ktoś postępuje bardzo zachowawczo, to raczej nie będzie doświadczał jakichś przykrych konsekwencji, ale nie może też liczyć na duże zarobki.

Wspominał pan, że efekt dyspozycji ma głębokie korzenie ewolucyjne. Proszę powiedzieć: skąd u ludzi bierze się nadmierny optymizm? Inwestorzy zawsze zakładają odgórnie, że będą zarabiać.

Podobnie jest z początkującymi przedsiębiorcami. Oni też oczekują sukcesu. Nie ma w tym nic złego. W końcu po co zakładać firmę czy inwestować na giełdzie, jeśli spodziewamy się porażki. Pesymiści mają problem z podejmowaniem nowych wyzwań. Ten optymizm jest więc rodzajem dobrego motywatora. Ale gdybyśmy szukali biologicznego wytłumaczenia, to jest pewne przełożenie adaptacyjne, które pokazuje, że im większy optymizm, tym większe poczucie szczęścia. Badania pokazują, że optymiści są zazwyczaj zdrowsi, łatwiej wychodzą z rozmaitych chorób. Można więc powiedzieć, że ewolucja faworyzowała optymistów, dlatego w populacji jest ich więcej niż pesymistów.

Choć na początku ten optymizm pomaga, to wiemy, że podczas inwestowania przybiera on niebezpieczne rozmiary.

W wersjach ekstremalnych nadmierny optymizm sprawia, że ludzie w ogóle nie dopuszczają do siebie myśli, że coś może pójść nie tak. To może tłumaczyć trochę to, że wielu inwestorów rezygnuje z ustawiania stop lossa. Prawdopodobnie wychodzą oni z założenia, że możliwość straty zupełnie ich nie dotyczy. Takie podejście ma złe konsekwencje. Gdy coś pójdzie nie po naszej myśli, to jesteśmy na to zupełnie nieprzygotowani. Wówczas najczęściej popełniamy kolejne błędy, prowadzące do jeszcze większych strat.

A czy powierzenie pieniędzy automatycznej strategii inwestycyjnej może być receptą na emocjonalne bolączki?

Nie ma wątpliwości, że automaty nie będą podatne na żadne pokusy i będą w 100 proc. trzymać się strategii zapisanej w ich kodzie. W tym sensie dają one przewagę nad człowiekiem, który ma tendencje do zmiany planu pod wpływem różnych impulsów, często błędnie interpretowanych.

Nie możemy się jednak oszukiwać, że automaty są idealnym rozwiązaniem. Jest wąska grupa inwestorów, która z powodzeniem z nich korzysta, ale większość tego nie robi. To może wynikać z tego, że ta zautomatyzowana dyscyplina pozbawia nas możliwości zastosowania własnej intuicji, która w pewnych przypadkach pozwala rozpoznać dobrą okazję rynkową i zarobić na niej więcej niż automat. Poza tym automat też może sobie nie poradzić w nowych, nieoczekiwanych sytuacjach, w których doświadczony inwestor podjąłby lepszą decyzję. Pewna doza intuicji jest po prostu potrzebna. Myślę, że warto wypracować jakiś złoty środek i znaleźć kompromis między automatyzmem a działaniem intuicyjnym.

Z tą intuicją jest jednak taki problem, że nie wiemy, czy ten wewnętrzny głos, który nam coś podpowiada, to właśnie ona czy jednak wpływ efektów behawioralnych.

Z badań psychologicznych wiemy, że intuicja jest jakimś ukrytym zasobem wiedzy, który się przez lata buduje poprzez doświadczenie. W wielu dziedzinach decyzje podejmowane są przecież intuicyjnie, np. przez lekarzy, pilotów lotniczych czy menedżerów. Żeby jednak móc tak działać, potrzeba doświadczenia. Po wielu porażkach i sukcesach ludzki mózg zaczyna rozpoznawać, w jakich sytuacjach najczęściej zarabiamy, a w jakich tracimy, i w jakiś sposób te sytuacje zapamiętuje. Na tym polega intuicja w ujęciu naukowym. Są to ukryte wzorce zachowań, wypracowane na bazie doświadczeń.

Tu pojawia się, niestety, kolejny problem. Początkujący inwestorzy, niesieni motywatorem optymizmu, zazwyczaj są przekonani o swojej nieomylności i ryzykują duże pieniądze. A przecież oni nie mają żadnego doświadczenia.

Dlatego zalecałbym nowicjuszom, by na początku grali bardzo ostrożnie. Niech zaczynają od niewielkich kwot, przy których błędy nie będą miały dotkliwych finansowo skutków. Nie ma potrzeby rzucać się od razu na głęboką wodę. Trzeba zaczynać od małych kroków.

Skoro nasze reakcje emocjonalne mają charakter nawyków wypracowanych w procesie ewolucji, to czy możemy, na przykład poprzez obserwację siebie, te nawyki modyfikować?

Oczywiście. Obserwowanie siebie, naszych reakcji na różne sytuacje pozwala zidentyfikować czynniki, które działają na nas z różną siłą. Im dłużej taka nauka siebie trwa, tym większa szansa, że odnajdziemy w sobie pewne prawidłowości. A skoro już je zidentyfikujemy, to łatwiej będzie nam je zmienić i uniknąć niepożądanych skutków. Tylko że do tego potrzebna jest wola uczenia się i otwartość na własne błędy.

Tymczasem ludzie lubią chodzić na skróty. Szukają szybkich recept i łatwych rozwiązań. Nie przyjmują do wiadomości tego, że sukces wymaga pracy.

Nasz gatunek ma to do siebie, że szuka tego, co może mu szybko zapewnić sukces. To dotyczy bardzo wielu dziedzin życia. Idziemy do lekarza, licząc na szybką diagnozę i lek na wyzdrowienie. Idziemy do doradcy inwestycyjnego, licząc na proste wytyczne pozwalające zarabiać. Szukamy prostych zasad i prostych odpowiedzi. To wynika z naszego lenistwa poznawczego. W ogóle wiara w to, że są proste reguły, które jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zapewnią nam jakiś sukces, jest strasznie naiwna. Na giełdzie, jak w życiu, nie ma nic za darmo. Jeśli nie włożymy w naukę odpowiedniego wysiłku, to mamy marne szanse na zyski.

CV

Prof. dr hab. Tomasz Zaleśkiewicz jest psychologiem biznesu i dziekanem wrocławskiego wydziału Uniwersytetu SWPS, kierownikiem Katedry Psychologii Ekonomicznej oraz Centrum Badań nad Zachowaniami Ekonomicznymi przy Uniwersytecie SWPS. W swojej pracy naukowej koncentruje się na badaniu takich zagadnień, jak zachowania ekonomiczne, inwestowanie pieniędzy czy podejmowanie decyzji finansowych.

Inwestycje
Tomasz Bursa, OPTI TFI: WIG ma szanse na rekord, nawet na 100 tys. pkt.
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Inwestycje
Emil Łobodziński, BM PKO BP: Nasz rynek pozostaje atrakcyjny, ale...
Inwestycje
GPW i rajd św. Mikołaja. Czy to może się udać?
Inwestycje
Co dalej z WIG20? Czy zbliża się moment korekty spadkowej?
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Inwestycje
Ropa naftowa szuka pretekstu do ruchu w górę
Inwestycje
O tym huczy cała Wall Street. Jak Saylor zahipnotyzował inwestorów?