Krytyczna data, którą miała być 9 lipca (zakończenie 90-dniowego zwolnienia z taryf celnych ogłoszonych w kwietniu przez D. Trumpa), została przesunięta na początek sierpnia. Tymczasem odporność inwestorów na kolejne doniesienia z frontu wojny handlowej wyraźnie się zwiększyła. Rynek na ten moment zdaje się bagatelizować negatywne efekty gospodarcze protekcjonizmu handlowego, w kierunku którego zmierza polityka Białego Domu. Czy słusznie?
Wpływ ceł na inflację w USA wciąż pozostaje ograniczony. Czerwcowa inflacja CPI za oceanem odbiła do 2,7 proc. r./r. (vs 2,4 proc. r./r. w maju), choć w przeważającej mierze był to efekt wzrostu ceny ropy naftowej. W przypadku inflacji towarowej (komponent najbardziej narażony na wyższe cła) czerwcowy odczyt pokazał wzrost o 0,6 proc. r./r. Proinflacyjne efekty wprowadzonych dotychczas ceł amortyzują zapasy, choć nie bez znaczenia są również procesy redukcji marż. Zwolennicy teorii „lekkiej stagflacji” chwilowo muszą uzbroić się w cierpliwość, jednak ich czas tryumfu może wkrótce nadejść. Nie bez powodu Fed już od ponad pół roku wstrzymuje się z kontynuacją cyklu obniżek stóp procentowych.
Od kwietniowego dołka indeks S&P 500 wzrósł już ponad 25 proc. i z nawiązką odrobił całość strat wywołanych wybuchem wojny handlowej. Wskaźnik ceny do prognozowanego zysku dla tego indeksu na poziomie 22,2 ponownie wysyła sygnał ostrzegawczy, że wyceny stały się wymagające. Z analogiczną wartością tego wskaźnika mieliśmy do czynienia na początku roku, jednak wtedy prognozy wynikowe zakładały zagregowany wzrost zysków spółek indeksu S&P 500 w całym 2025 roku na poziomie ok. 15 proc. Obecnie prognozy gromadzone przez FactSet wskazują na dynamikę znacznie niższą, znajdującą się wyraźnie poniżej 10 proc. Jesteśmy zatem po serii rewizji w dół prognoz wyników, wobec których rynek przeszedł dość obojętnie.
Warunkiem koniecznym do utrzymania tak wysokich wycen jest wyraźna zmiana trendu i wzrost liczby spółek rewidujących swoje prognozy wynikowe w górę. Czy jest to możliwe w obecnym otoczeniu gospodarczym? Biorąc pod uwagę dynamikę zmian otoczenia regulacyjnego za oceanem, wydaje się, że nie. Mogłoby się zdawać, że rynki działają aktualnie w pożyczonym czasie, nie zważając na to, co może wydarzyć się za miesiąc czy za pół roku. Tymczasem wiele wskazuje na to, że prezydent Trump ośmielony siłą rynku oraz kilkoma sukcesami w negocjacjach handlowych, nie cofnie się przed tym, by 1 sierpnia stał się „dniem wyzwolenia 2.0”.