– To głównie efekt konsolidacji z Ko-operatorem, ale też nowej działalności. W tym roku otworzyliśmy cztery restauracje, w tym dwie przydrożne (teraz jest 12 lokali – red.), a od sierpnia rozpoczęliśmy sprzedaż pierogów na stacjach Lotosu – tłumaczy Jan Kościuszko, prezes restauracyjnej spółki.

Mimo dużego tempa wzrostu analitycy są sceptyczni. – Jeśli spółka chwali się ponadmilionowymi przychodami każdego miesiąca, to w skali roku daje to ponad 12 mln zł obrotu, co przekłada się na kilkaset tysięcy złotych zysku. Cały czas mówimy więc o skali zbyt małej, by spółką zainteresował się tzw. szeroki rynek – ocenia Łukasz Wachełko, analityk z DB Securities, porównując wyniki Polskiego Jadła z AmRestem, który przy ponad 2 mld zł sprzedaży zarabia ponad 50 mln zł. – Rosnące przychody Polskiego Jadła świadczą o tym, że w tej spółce idzie ku lepszemu, ale nadal bardzo małemu – podsumowuje Wachełko.

Według Włodzimierza Gillera, analityka z BM PKO BP, w sytuacji gdy cały sektor małych spółek został mocno przeceniony, inwestorom brakuje kapitału, żeby się nimi interesować. A obecna kapitalizacja Polskiego Jadła to zaledwie 17 mln zł. – Upłynął zbyt krótki okres, by po słabym I półroczu rynek uwierzył, że poprawa sytuacji spółki jest trwała. Inwestorzy będą czekać na raport za III kwartał, by upewnić się, czy ta sprzedaż miesięczna, którą chwali się spółka, jest rentowna. Za wcześnie mówić, czy wzrost obrotów przełoży się na dodatni wynik operacyjny i netto – ocenia Giller.