Rozkręcanie karuzeli stanowisk w firmach państwowych kosztuje miliony złotych

Firmy kontrolowane przez Skarb Państwa wydają coraz więcej pieniędzy na odprawy dla zwalnianych menedżerów. Te dodatkowe koszty idą w sumie w miliony złotych. Przedsiębiorstwa nie musiałyby ich ponosić, gdyby właściciel prowadził inną politykę kadrową

Publikacja: 12.03.2007 06:29

PKN Orlen już w styczniu - zaraz po odwołaniu prezesa Igora Chalupca - wypłacił mu ok. 1,5 mln zł odprawy. Nie była to pierwsza ani pewnie ostatnia zmiana personalna w płockim koncernie za tej kadencji parlamentu. Prawie dokładnie rok temu ze stanowiska członka zarządu odwołano Dariusza Witkowskiego. Spółka nie ujawniła, jaką wypłaciła mu odprawę (można przypuszczać, że chodziło o setki tysięcy złotych). Dodajmy, że w tym tygodniu rada nadzorcza Orlenu znowu się zbierze i - zgodnie z porządkiem obrad - dojdzie do kolejnych zmian. Łączna kwota odpraw (za tej kadencji) przekroczy w samym tylko Orlenie 2 mln zł. Płocka spółka - pod względem wysokości sum, jakie wypłaca menedżerom - różni się od pozostałych firm kontrolowanych przez Skarb Państwa. SP łącznie z Naftą Polską ma zaledwie 27,3 proc. akcji spółki (ale aż siedem miejsc w dziewięcioosobowej radzie nadzorczej). Płocki koncern nie podlega więc uregulowaniom tzw. ustawy kominowej. Znacznie wyższe są więc i zarobki członków zarządu, i odprawy dla nich.

Trudna branża chemiczna

Orlenowi i tak pod względem tempa roszad wciąż daleko do takich firm, jak Police czy Puławy. W tych dwóch spółkach, choć podlegają one ograniczeniom tzw. ustawy kominowej, na odprawy dla zwolnionych menedżerów tylko w zeszłym roku wydano - według naszych szacunków - prawie 1 mln zł.

Także w innych firmach chemicznych zmian w zarządach było sporo. Zeszłoroczne roszady w Zakładach Azotowych w Tarnowie-Mościcach zaczęły się w lutym, gdy odwołano dwoje członków zarządu. W czerwcu stanowiska pozbawiono dotychczasowego szefa spółki i jednego z wiceprezesów (powołanego cztery miesiące wcześniej), a w listopadzie znowu wymieniono prezesa.

W Zakładach Azotowych Kędzierzyn do zmian personalnych we władzach doszło w marcu zeszłego roku. Z fotelami rozstało się dwóch członków zarządu. W Zachemie i Zakładach Chemicznych Organika-Sarzyna w połowie roku wymieniono prezesów.

Menedżerowie wszystkich tych firm - według naszych danych - zarabiają podobnie jak ich koledzy w Policach czy Puławach. Odwołanie pięciu członków zarządu, w tym dwóch prezesów tarnowskich Azotów, oznaczało więc konieczność wypłacenia im (z tytułu odpraw oraz zakazu pracy w konkurencji) ok. 700 tys. zł. Skutek roszad w Kędzierzynie to ok. 280 tys. zł dla odchodzących szefów, a w każdym z dwóch pozostałych zakładów dodatkowe koszty sięgnęły ok. 150 tys. zł.

Prezes na trzy miesiące

Coraz częściej obecna ekipa wymienia ludzi, których sama powoływała na kierownicze stanowiska w spółkach (z udziałem) Skarbu Państwa. Pawła Skowrońskiego odwołano kilka dni temu ze stanowiska prezesa BOT Górnictwo i Energetyka po dziesięciu miesiącach kierowania firmą, Bronisława Wildsteina z TVP - po dziewięciu miesiącach, a Włodzimierza Hereźniaka - z Jastrzębskiej Spółki Węglowej - po pół roku. Jerzy Milewski był prezesem Polskiego Holdingu Farmaceutycznego cztery miesiące (posadę stracił tydzień temu), zaś Jan Michalin w piątek został odwołany z funkcji prezesa Polskiego Koksu (sprawował j ją zaledwie dwa miesiące). Na tym jednak nie koniec. Zmiany trwają.

komentarze

Bohdan Wyżnikiewicz

Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową

Sumy, jakie spółki Skarbu Państwa wypłacają

odwoływanym w trakcie kadencji menedżerom,

choć mogą się wydawać duże - jak na przychody

czy zyski tych przedsiębiorstw - wcale wielkie

nie są. Z wydatkami rzędu kilkudziesięciu

tysięcy złotych firmy te bez problemu dadzą

sobie radę.

Inna sprawa, że oczywiście znacznie lepiej by było, gdyby nie musiały ich wcale ponosić. Tak się jednak nie dzieje, bo kolejni prezesi i wiceprezesi są odwoływani.Co zrobić, żeby zmienić ten stan rzeczy? Najlepszym wyjściem byłoby, oczywiście, podejmowanie bardziej przemyślanych decyzji przez organy nadzoru. Mam jednak wrażenie, że ekipa polityczna, która rządzi teraz krajem, ma inne priorytety. Uznaje, że pieniądze, które spółki Skarbu Państwa wypłacają odwoływanym menedżerom, to swego rodzaju cena za rozbijanie "układu", jaki funkcjonował w tych przedsiębiorstwach.

Andrzej Sadowski

Centrum im. A. Smitha

W przedsiębiorstwach państwowych - o czym świadczą powyższe przykłady - najwyraźniej

nadzór właścicielski jest niesprawny lub

w praktyce nie istnieje. Gdyby był i spełniał swoją

rolę, do podobnych sytuacji najpewniej w ogóle

by nie dochodziło.

Politycy, którzy - wprowadzając tzw. ustawę

kominową - zadbali, by menedżerowie w kontrolowanych przez Skarb Państwa firmach nie zarabiali

za dużo, mogliby się też zatroszczyć o to, aby nie

wyciągali z nich za wiele na odchodnym.

Nie zrobili tego.

Świadczy to - w mojej opinii - po prostu o tym, że przedsiębiorstwa Skarbu Państwa - mimo szumnych zapowiedzi, są wciąż traktowane jak klasyczny łup polityczny.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy