Przez ostatnie dziewięć miesięcy kursy banków na warszawskiej giełdzie zagalopowały się daleko na północ. W ujęciu rok do roku zwyżka obliczanego przez nas nieważonego indeksu branżowego w połowie listopada zawędrowała do poziomu bliskiego 50 proc. Tak wysokiej dynamiki jeszcze nie notowaliśmy od listopada 2007 r., czyli początkowego okresu ostatniej bessy.
Porównanie to brzmi dość groźnie, sugerując, że koniunktura giełdowa jest już mocno rozgrzana. W jakim stopniu te obawy są potwierdzone przez czynniki fundamentalne? Aby odpowiedzieć na to pytanie, przyjrzyjmy się wskaźnikom wyceny.
[srodtytul]Drogo na tle wyników...[/srodtytul]
Najbardziej popularny z nich, cena/zysk, sugeruje rzeczywiście, że akcje banków stały się drastycznie mniej atrakcyjne niż u dna bessy. Przeciętny C/Z w sektorze podskoczył z niespełna 5 do niemal 20. Nie jest to co prawda historyczny rekord (na początku 2007 r. wskaźnik przekraczał 26), ale tak czy inaczej sytuacja nie przedstawia się w różowych kolorach.
Tradycyjnie jednak w naszych analizach ostrożnie podchodzimy do wyciągania wniosków dotyczących strategii inwestycyjnej wyłącznie na bazie C/Z. Jego główna wada polega na tym, że reaguje ze znacznym opóźnieniem w stosunku do zmian w gospodarce i sytuacji fundamentalnej spółek. Skok C/Z to m.in. konsekwencja spadku zysków banków w ostatnich kwartałach, ale trzeba pamiętać, że dla inwestorów liczą się też oczekiwania na przyszłość. Jeśli kolejne kwartały przyniosą poprawę wyników finansowych, to w połowie 2010 r. w górę pójdą wskaźniki zysku na akcję (EPS), a to automatycznie spowoduje spadek C/Z.