Wczoraj kurs szwajcarskiej waluty był najwyższy od 15 miesięcy i sięgał po południu 3,12 zł. Stosowany przez banki do przeliczania rat kurs sprzedaży był jeszcze wyższy i sięgał nawet 3,20 zł. Jeszcze na początku marca za franka płacono 2,64 zł.
Co to oznacza dla posiadaczy kredytów w tej walucie? Wzrost miesięcznych obciążeń z tytułu spłaty zadłużenia. Rata kredytu w kwocie 300 tys. zł, zaciągniętego na początku 2007 roku przy kursie 2,37 i marży 1,5 proc. wyniosła wczoraj 1446 zł, a gdyby utrzymywał się kurs z początku marca byłaby o 200 zł niższa. W najgorszej sytuacji są osoby, które zaciągnęły kredyt we frankach w sierpniu 2008 r., gdy kurs tej waluty był rekordowo niski.
Mimo tego doradcy finansowi zalecają spokój i odradzają pochopne decyzje o przewalutowaniu kredytów na złote. Przypominają przy tym, że posiadacze kredytów we franku płacą dziś wyjątkowo niskie odsetki, a to za sprawą niskich rynkowych stóp dla franka. Trzymiesięczna stopa LIBOR (na której najczęściej oparte jest oprocentowanie takich kredytów, do której doliczana jest stała marża) wynosi bowiem dla szwajcarskiej waluty tylko 0,11 proc.
Gwałtowne umocnienie franka szwajcarskiego rozpoczęło się w ubiegłym tygodniu. Jest konsekwencją rezygnacji przez Szwajcarów z interwencji, które miały przeciwdziałać aprecjacji ich waluty. Szwajcarski bank centralny obawiał się, że zbyt mocny frank może pogorszyć konkurencyjność lokalnych eksporterów i doprowadzić do osłabienia wzrostu gospodarczego. Bankierzy centralni martwili się również, że rosnący kurs franka wywoła tendencje deflacyjne – czyli spadku ogólnego poziomu cen.
Kilka dni temu przedstawiciele banku centralnego stwierdzili jednak, że żadne z tych zagrożeń nie daje o sobie znać. Umocnienie franka jest związane również z tym, że jest to waluta uważana za „bezpieczną przystań” – szczególnie w zestawieniu z przeżywającymi kryzys finansów publicznych krajami strefy euro.