Czy globalny rynek akcji wchodzi w fazę bessy? Zdaniem Piotra Kuczyńskiego, prywatnego inwestora, rynki towarowe odwracają dotychczasowe długookresowe trendy spadkowe, a rynki akcji zaczynają spadać, co, zgodnie z międzyrynkową analizą techniczną, jest sygnałem końca hossy na rynku akcji.Metody analizy rynkuKładę nacisk na dwa rzadziej stosowane narzędzia: MAT (Międzyrynkową Analizę Techniczną) szczególnie w zastosowaniu do rynku amerykańskiego i na wskaźnik Armsa (TRIN) w odniesieniu do rynku polskiego. Oczywiście, stosuję również świece japońskie, klasyczną analizę techniczną, teorię Elliotta i okienka Carolana. Myślę, że dla sporej części inwestorów będzie ciekawe prześledzenie sposobu myślenia w dojściu do wniosków nt. rynku, które okazały się prawidłowe.Należy zacząć od rynku amerykańskiego, który nadaje ton wszystkim innym. Poważne ostrzeżenie wystąpiło już 15.05 br. Zaczęła się wtedy korekta (spodziewałem się większej), która była następstwem oczekiwań inflacyjnych. W tym dniu ropa naftowa była już o 50% droższa niż 3 miesiące temu. Dno osiągnął również wskaźnik cen towarów (CRB). W MAT są to klasyczne początki odwrócenia trendu wzrostowego na rynkach akcji. Korekta nie była duża (ok. 5%) - odwrócenie wieloletnich trendów nie jest sprawą prostą. Jednak mimo bicia rekordów przez DJ, zjawiska leżące u podstaw MAT nasilały się: ropa naftowa dalej drożała (o następne 50%), indeks CRB obrazujący notowania na rynkach towarowych utworzył średnioterminowe podwójne dno i rósł, spadał dolar w stosunku do jena, rosła rentowność obligacji, a w ostatnim czasie gwałtownie zaczęło drożeć złoto.Sygnały zmiany trenduByły to klasyczne sygnały, wręcz podręcz-nikowe, że na rynku akcji został utworzony ważny szczyt i powinno dojść do zmiany trendu na spadkowy przynajmniej w średnim terminie. Właściwie już to wystarczyło mi do twierdzenia, że rynek amerykański ulegnie głębszej korekcie. Były jednak dodatkowe, potwierdzające sygnały. Po pierwsze, dwie podwyżki stóp i szykowanie się do trzeciej (szansa na podwyżkę 5.10 jest jak 30:70, ale jeśli nie nastąpi, to rynek natychmiast zacz-nie się bać, że wystąpi za miesiąc). Wśród inwestorów amerykańskich ogólnie znana jest zasada "trzy podwyżki i krach", która dotychczas zwykle się sprawdzała. Po drugie, problem roku 2000 (Y2k). Po trzecie, zwiększenie liczby inwestorów indywidualnych kosztem funduszy oraz po czwarte, przewartościowanie amerykańskich akcji (Microsoft ma P/E = 68).Potwierdzeniem słuszności mojej diagnozy było przecięcie: linii średnioterminowego trendu wzrostowego (28.07) i zdecydowane przecięcie średniej 50. sesyjnej (14.09) oraz wybicie się z trendu horyzontalnego (10 500-11 300). Obecnie rynek testuje długoterminową średnią 200-sesyjną, która znajduje się na poziomie 10 240 pkt. Uważam, że zasięg spadków (fali C) powinien być nie mniejszy niż 9800 pkt. Nie chcę nudzić szczegółami technicznymi, każdy może sprawdzić, dlaczego tak powinno być (wykres 1).Sytuacja na polskim rynkuTaka diagnoza dla DJ już sama w sobie starczyłaby, żeby zakładać trend spadkowy na GPW. Doszło jednak wiele elementów, które znamy, a ja tylko przypomnę w skrócie, gdyż nie tylko one leżały u podłoża mojej diagnozy. Sygnał ostrzegawczy pojawił się już na przełomie czerwca i lipca: były to złe dane o deficytach (budżetowym i obrotów bieżących) oraz o wolniejszym wzroście produkcji przemysłowej. Spowodowało to spadki. Potem została wyraźnie postawiona sprawa ZUS, a przy jej okazji sytuacja budżetu. Nie można zakładać, że inwestorzy instytucjonalni są tacy nieudolni, że nie dostrzegą faktu, iż sztucznie utrzymuje się deficyt budżetowy na założonym poziomie. Tzw. deficyt kasowy państwa pozostaje bez zmian, ale stosuje się obejścia (pożyczki), które i tak obciążą budżet, tylko mocniej i później. Nie chcę wchodzić tutaj w politykę, ale faktem jest, że sytuacja polityczno-społeczna pogorszyła się (a przy okazji dyskusji budżetowych w Sejmie może dojść do nieoczekiwanych wydarzeń). Zwiększa się też inflacja (trudno się dziwić, biorąc pod uwagę olbrzymi wzrost ceny paliw). Wszystkie te elementy musiały spowodować przecenę. Należy się dziwić jedynie, dlaczego tak długo ona nie następowała (wykres 2).Stosowaniewskaźnika ArmsaTo nie były jednak jedyne powody, dla których przewidywałem spadek rynku. Chciałbym przedstawić unikatową metodę (można by ją było nazwać metodą Kuczyńskiego, jako że nie spotkałem się jeszcze z takim podej-ściem) zastosowania wskaźnika Armsa (TRIN) dla rynku polskiego. Metoda ta była skuteczna w 90% w obserwowanym przeze mnie okresie dla trendu średniookresowego (kilka tygodni). Analizując TRIN (liczę go dla rynku podstawowego, dla fixingu), doszedłem do wniosku, że gwałtowność jego zmian powoduje nieprzydatność samego wskaźnika do prognoz i analiz. Zacząłem eksperymentować ze średnimi i wykryłem ciekawą zależność. Jeżeli średnia 15-sesyjna przetnie 45-sesyjną w dół i pozostanie tam przez 2 dni, mamy sygnał kupna, a jeśli w górę - sprzedaży (wykresy 3 i 4). W tabeli przedstawiam tak powstałe sygnały dla obserwowanego okresu (S - sprzedaż, K - kupno, % - procent spadku lub wzrostu od powstania sygnału).Tak więc ostatnio mieliśmy sygnał sprzedaży (powtórzony, jak widać na rysunku, 2.09.1999), który nie wydaje się mieć ochoty szybko zamienić w kupno. To zgadzałoby się z oceną rynku, który, wg mnie, nie ma szansy na wykształcenie trendu wzrostowego przynajmniej do końca br.Efekty osiągnięteprzy wykorzystaniuanaliz rynkuOceniając moje efekty trzeba wziąć pod uwagę fakt, że jestem inwestorem krótkoterminowym, czasem wręcz day traderem. Zdarza mi się jednak trzymać spółkę tygodniami lub nawet miesiącami (tak było w przypadku Szeptela). Opiszę moje ostatnie posunięcia (od lipca). Poprzedni okres był dużo lepszy, ale już go dokładnie nie pamiętam.Wróciłem z urlopu 12.07 i po prostu przegapiłem sygnał sprzedaży na TRIN. Zanim wprowadziłem dane i zrobiłem analizę, było już "po herbacie", a ja byłem nieco bied-niejszy.Na fali B odrobiłem trochę strat, a potem, zgodnie ze swoją metodą, otworzyłem krótkie kontrakty terminowe (powyżej 1600 pkt.). Jednak nie pozostałem bez akcji. Stosuję, w okresach niepewności, metodę polegającą na stałym utrzymywaniu akcji i krótkich kontraktów - zmieniam tylko proporcje w zależności od krótkookresowej sytuacji. W tym przypadku utrzymywałem stale stosunek kontraktów do akcji 2:1. Dobór akcji był różny w zależności od sytuacji, ale główną i największą pozycję stanowił ComputerLand. Dlaczego? No cóż, zakładałem, że jeśli prezes zaangażował 5 mln USD (zapewne na kredyt) na kupno 190 000 akcji po średniej cenie 66,20, to chyba wie, co robi i nie powinienem ponieść większych strat. Okazało się, że co prawda prezes zapewne wie co robi, ale w bessie nie ma "świętych" spółek. Zamknąłem kontrakty po 1500 w przeddzień wygaśnięcia i co prawda miałem na nich bardzo przyzwoity zysk, ale na akcjach oczywiście - stratę. Netto był zysk, ale nie o to tu chodziło. Założeniem było zamknięcie kontraktów i wejście w odbicie z akcjami, a odbicie nie chciało nadejść.Otworzyłem więc kontrakty grudniowe powyżej 1500 pkt. i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że postanowiłem zagrać krótkookresowo na odbicie. Zamknąłem kontrakty po 1447 pkt. i zostałem na akcjach. Następnego dnia była sesja, na której spółki rosły po 3-4% - świat wydawał się piękny! Do godz. 20.00, kiedy prezes Microsoftu raczył stwierdzić, że akcje spółek high-tech są "absurdalnie przewartościowane" łącznie z jego firmą. Myślę, że wynik wszyscy pamiętamy. Z +50 pkt. na DJIA zrobiło się w godzinę -200 i okazało się, że nasze odbicie było już na ciągłych. Nie ukrywam, że poniosłem straty (całe szczęście, że na tej sesji nie kupowałem). To jest właśnie nauczka na własnej skórze: jeśli masz swoją metodę, która się sprawdza, nie zmieniaj jej dla doraźnych korzyści. Ale czy można się było wtedy powstrzymać?Dokąd spadniemyNie będę próbował wróżyć, gdzie indeks się zatrzyma. Klasyczna analiza techniczna i teoria Elliotta dają odpowiedzi, które wszyscy znamy. Wydaje mi się jednak, że ewentualny trend wzrostowy musi poprzedzić konsolidacja, bo po takiej "zwale" leczenie nie będzie krótkie. Ja w każdym razie z poważnym zaangażowaniem kapitału będę czekał do momentu aż moja metoda da sygnał zakupu. Podsumowując można powiedzieć, że weszliśmy w bardzo niespokojny i zły okres dla giełd i właściwie nie należałoby robić żadnych prób "podbierania", tylko czekać na zmianę trendu.PodsumowanieTutaj muszę się zgodzić, niestety, (niestety, bo ja sam nie spełniam tych warunków) z Robertem Nejmanem, który ostatnio w wywiadzie opublikowanym na łamach "Profesjonalnego Inwestora" stwierdził, że profesjonalista musi mieć tyle pieniędzy, żeby 10% kapitału wystarczyło na dobre życie przez rok bez potrzeby zarabiania. W takim przypadku nie ma przymusu psychicznego, że trzeba zarobić, co paradoksalnie chroni przed stratami oraz przed nerwowymi i głupimi ruchami.Myślę jednak, że w przyszłym roku przyj-dzie taki okres, że znowu będziemy zarabiali, a obecne poziomy kursów w odniesieniu do wielu dobrych akcji będziemy uważali za śmiesznie niskie.Nasze życie profesjonalnych inwestorów nie jest usłane różami i z całą pewnością będzie krótsze niż ludzi pracujących w innych zawodach, ale czy coś może zastąpić chwilę, kiedy wyświetlają się kursy? Piotr Kuczyński jest prywatnym inwestorem. Inwestuje na warszawskiej giełdzie od 1993 roku, w tym od 1996 r. profesjonalnie. Utrzymuje się z gry na giełdzie.Wykresy: ATECH.LiteraturaJohn J. Murphy, Międzyrynkowa analiza techniczna, WIG Press, 1998.R.W. Arms, Znaczenie wolumenu, WIG Press.

Piotr Kuczyński, prywatny inwestor