Z Hendrikiem Vaandragerem, globalnym koordynatorem sieci ABN Amro Asset Management na rynkach rozwijających się, rozmawia Grzegorz Dróżdż
W ostatnim czasie mieliśmy do czynienia z kilkoma kryzysami finansowymi na rynkach rozwijających się. Jak, Pana zdaniem, wpłynęły one na postrzeganie przez inwestorów zagranicznych warszawskiej giełdy?Jeśli spojrzeć na zachowanie indeksu polskiej giełdy, to widać, iż wpływ kryzysów był znaczący. Taka sytuacja mogła być pewnym zaskoczeniem, gdyż o ile istnieje bezpośredni związek między gospodarką w Polsce i Rosji, to nie występuje on już w przypadku Brazylii. Dowodzi to, że rynki kapitałowe w poszczególnych krajach są znacznie silniej powiązane niż systemy gospodarcze. Zachowanie warszawskiej giełdy jest związane z tym, iż Polska jest jednym z elementów międzynarodowych przepływów kapitałowych.Coraz częściej mówi się, iż spodziewane problemy związane z rokiem 2000 spowodują odpływ środków z naszej giełdy. Czy zgadza się Pan z tą opinią?Zgadzam się, że istnieją obawy w związku z nadchodzącym rokiem 2000. Moim zdaniem, ewentualny odpływ nie będzie miał dużej skali. Jeśli popatrzymy, kto lokuje środki na tzw. emerging markets, to okaże się, że w znacznej części są to specyficzni inwestorzy - ich spektrum inwestycyjne obejmuje wyłącznie rynki rozwijające się. Większość z nich pozostanie więc na warszawskiej giełdzie. Z tego względu spodziewałbym się, iż efekt Y2K spowoduje raczej wstrzymanie napływu nowych środków niż zamykanie już istniejących pozycji.Giełda analizowana jest również z perspektywy sytuacji makroekonomicznej. Tymczasem w Polsce sytuacja nie wygląda zbyt optymistycznie. Przykładem są tu m.in. ciągłe kłopoty z deficytem handlowym.Deficyt na rachunku obrotów bieżących faktycznie jest czynnikiem niepokojącym inwestorów. Obecny jego poziom nie jest jednak jeszcze groźny. Przykładowo, w Estonii przez kilka lat deficyt utrzymywał się na poziomie 10% PKB i nic się nie stało. W kraju rozwijającym się, jakim jest Polska, gdzie konieczne są znaczące wydatki na modernizację gospodarki, deficyt jest jednym z elementów rozwoju. Bardziej niepokojącym sygnałem jest fakt, że deficyt wydaje się być nie kontrolowany i wzrasta już od dłuższego czasu. Warto jednak zwrócić uwagę na czynniki zewnętrzne, czyli wspomniane już wcześniej kryzysy finansowe oraz pewną stagnację obserwowaną jeszcze niedawno w krajach Unii Europejskiej. Problemy te nie mogły pozostać bez wpływu na wymianę handlową Polski. Obecnie są chyba podstawy do większego optymizmu spowodowanego m.in. ożywieniem gospodarczym w krajach Europy Zachodniej.Większość dużych polskich spółek jest już notowana w Londynie. Dodatkowo ich płynność jest tam w niektórych wypadkach wyższa niż na GPW. Czy nie uważa Pan, iż sytuacja taka może doprowadzić do marginalizacji znaczenia warszawskiej giełdy?Termin marginalizacja brzmi bardzo negatywnie. Według mnie w przyszłości zmieni się rola giełdy i to nie tylko warszawskiej. Inwestorzy instytucjonalni, dysponujący znacznie większą gotówką, w sposób naturalny szukają płynności oraz maksymalnego uproszczenia procesów transakcyjnych, co w efekcie prowadzi do pewnej koncentracji handlu. To natomiast wykorzystują większe spółki poszukujące kapitału.Giełda warszawska będzie w przyszłości w większym stopniu miejscem dla inwestorów lokalnych i pod tym względem jej znaczenie będzie raczej rosło niż malało.Które branże reprezentowane na warszawskiej giełdzie uznałby Pan za najbardziej atrakcyjne?Pozytywnie oceniamy perspektywy wzrostu w sektorze usług, teleinformatycznym oraz branży budowlanej. Oczywiście przed podjęciem ostatecznych decyzji należy uwzględnić aktualną wycenę rynkową poszczególnych spółek. Nie uważam, że polski rynek jest obecnie drogi. Jeśli spyta mnie pan natomiast czy wzrośnie w najbliższym czasie, to moja odpowiedź brzmi: nie wiem. Wpływają na to m.in. czynniki, o których mówiliśmy, czyli problem roku 2000, czy też sytuacja makroekonomiczna.Wspomniał Pan o wycenie. Jak w tym kontekście przedstawia się atrakcyjność wymienionych branż, biorąc pod uwagę fakt, iż praktycznie wszyscy analitycy za najatrakcyjniejsze uważają te same sektory?Jeśli popatrzy pan na Wall Street to okaże się, że spółki uważane w pewnym momencie za drogie notują kolejne wzrosty. Oczywiście muszą one utrzymywać określone tempo wzrostu. Nie sztuką jest znaleźć nisko wycenianą firmę, gdyż duża część z nich jest tania i tania pozostanie. Rolą analityka jest odnalezienie spółek, które dają perspektywy wzrostu.Czy ABN Amro jest zainteresowane zarządzaniem aktywami w ramach III filara zreformowanego systemu zabezpieczeń społecznych?Oczywiście tak. Oferujemy rynkowi dwa produkty. Pierwszym z nich jest kompleksowa usługa związana z tworzeniem i zarządzaniem aktywami pracowniczych funduszy emerytalnych. Drugim produktem jest ubezpieczenie na życie z funduszem, które oferujemy wspólnie z firmą Gerling Polska.Czy planujecie zarządzać funduszami inwestycyjnymi?Tak. Pracujemy nad utworzeniem Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych, które prawdopodobnie wystartuje w przyszłym roku Naszym celem jest zaoferowanie rynkowi szerokiego przekroju usług związanych z zarządzaniem aktywami. Uważamy, iż w przyszłości fundusze inwestycyjne będą rozwijać się znacznie szybciej niż usługa, którą oferujemy obecnie, czyli zarządzanie cudzym pakietem.Dziękuję za rozmowę
.